Wolter
Sasuga stanął w lekkim rozkroku na ugiętych
kolanach. Uważnie obserwował jak Itachi oddala się od niego na kilka metrów i
czekał, aż wykona niespodziewany ruch. Tak się jednak nie stało. Mężczyzna
zatrzymał się mniej więcej dziesięć metrów od niego i zastygł w bezruchu. Jego
ręce wisiały wzdłuż ciała, sam zaś Uchiha zdawał się być rozluźniony. Genjuu
wiedział jednak, że to tylko pozory. Przeciwnik mógł zaatakować w każdej
chwili.
Sasuga co nieco wiedział o Itachim i jego
klanie, dlatego też nie spoglądał mu prosto w oczy. W ogóle starał się na niego
nie patrzeć, bo miał świadomość, że każda część jego ciała może wprowadzić
go w iluzję. Ciężko było jednak walczyć z kimś i nie móc go obserwować.
Chwila, w której żaden z nich się nie ruszał,
trwała dla Sasugi męcząco długo. Nie chciał być on jednak tym, który zaatakuje
jako pierwszy. Niepotrzebnie by się zdekoncentrował, dzięki czemu Itachi mógłby
wyprowadzić sprytny kontratak. Czekał więc cierpliwie na jego ruch. Musiał
mocno wytężyć swoje zmysły, a fakt, że w bojówce panował półmrok, wcale mu nie
pomagał. Z ogromnym trudem dostrzegł poruszające się palce Uchihy. Zamierzał
zaatakować.
Sasuga zaczął wykonywać natychmiastowe
obliczenia w głowie. Skoro Uchiha kaburę z bronią miał przy swoim lewym
biodrze, musiał zaatakować go prawą ręką, poza tym to nią poruszał. Lewa tkwiła
w bezładzie. Jeśli natomiast zaatakuje go w sposób, w który zrobił to przed
chwilą, gdy był za nim, shuriken powinien skręcić nieco i jednocześnie
przy tym opadać, gdyby Genjuu zechciał paść na ziemię w celu uniku. Jedynym
więc wyjściem było... odskoczenie w prawo.
Natychmiastowo po banalnym do uniknięcia
ataku Uchihy, Sasuga złożył dłonie i wykonał kilka pieczęci, po czym pięśćmi
uderzył w podłogę. Zaczęła pękać, a co ciekawe, pęknięcia te kierowały się w
stronę przeciwnika i goniły go, gdziekolwiek ten by nie odskoczył, nawet na
ścianie. W ten sposób Genjuu zniszczył estetyczny wygląd bojówki i bawił się z
przeciwnikiem w kotka i myszkę. Gdy Itachiemu znudziło się ciągłe uciekanie,
wysłał na szatyna kulę ognia, którą ten z dziecinną łatwością ominął i
wyskoczył tuż przed Uchihą. Natychmiastowa reakcja bruneta ocaliła go przed
uderzeniem i przebiła Genjuu na wylot.
Pein wsunął do szuflady biurka papiery,
którymi zajmował się od kilku godzin i przetarł dłońmi oczy. Czuł się zmęczony
po tak długiej pracy. Odsunął się od biurka, chwycił w ręce płaszcz i
przerzucił go sobie przez ramię. Musiał zaczerpnąć świeżego powietrza. Spacer
dobrze mu zrobi po tak długiej umysłowej pracy.
Wyszedł na korytarz i w pewnym momencie
przystanął. Popatrzył na drzwi, prowadzące do sali, w której znajdowała się
Tsutanai i doszedł do wniosku, że przyszedł czas na rozmowę. Odkąd sprowadził
ją do siedziby nie miał okazji, by poznać jej charakter. Nie, żeby chciał
zyskać sobie przyjaciółkę, ale słyszał, że ta nie będzie chciała współpracować.
Chciał więc zobaczyć, jak trudno będzie ją przekonać do Akatsuki. A skoro i tak
nie miał nic do roboty...
Pewnie nacisnął na klamkę i wszedł do
przestronnego pomieszczenia. Na łóżku pod ścianą siedziała Tsutanai i
zignorowała wchodzącego do pomieszczenia lidera. Patrzyła przed
siebie. Była blada i wychudzona, ale jej stan był już stabilny.
Fuuma podszedł do łóżka i przewiesił przez
jego poręcz swój płaszcz. Tsutanai odwróciła głowę i uparcie zaczęła wpatrywać
się w ścianę po swojej prawej stronie. To był wyraźny znak - bała się.
- Jak się czujesz? - spytał obojętnie Pein.
- Jakby kogoś to obchodziło - fuknęła dziewczyna,
dalej nie spoglądając na rozmówcę. Zacisnęła usta w cienką linię, co zdradziło
jej podenerwowanie.
- Grzeczniej - zwrócił jej uwagę lider. Nie
miał zamiaru pozwolić komukolwiek zwracać się do niego bez szacunku, a już na
pewno nie takiej gówniarze.
- Bo co mi zrobisz? Połamiesz mi kości? -
prychnęła, wreszcie przenosząc wzrok na Fuumę. Mimo wyraźnej ironii zwartej w
tym pytaniu, Pein dostrzegł jej strach.
- Nie wiesz chyba z kim rozmawiasz -
zauważył, dość spokojnie, mężczyzna. Nie dostał jednak żadnej odpowiedzi. - Na
twoim miejscu zwracałbym się do członków Akatsuki z szacunkiem.
- Z szacunkiem? - spytała zdziwiona. - Nie
mam zamiaru szanować kogoś, kto nie szanuje mojej wolności i życia innych
ludzi. - Głos Tsuitanai przesączony był nienawiścią. I chociaż piekielnie bała
się, że mężczyzna powtórzy na niej swoje zabiegi i znowu będzie przechodzić
niemiłosierne katusze, nienawiść do morderców nie pozwalała jej na ukorzenie
się przed nimi.
- Twój niewyparzony język może przynieść ci
same kłopoty. Przypominam, że jesteś wśród morderców, radziłbym ci im nie
podpaść.
- Dość już mam morderców! - krzyknęła.
Poniosły ją emocje. Wspomnienia wróciły. Zabolało. - Wystarczająco dużo zrobili
mi tacy jak wy! Nie będę się przed wami kajać tylko dlatego, że jesteście ode
mnie silniejsi!
Wzrok Tsutanai przepełniony był nienawiścią,
smutkiem, rozpaczą. Pein rejestrował te wszystkie emocje i dokładnie myślał nad
kolejnymi swoimi słowami. Chciał doprowadzić ją do takiego stanu, by ryczała tu
jak dziecko, chciał rozstroić ją emocjonalnie i w ten sposób zmusić ją do
należytego mu szacunku. Skoro ból fizyczny nic nie dał, być może psychiczny
zadziała.
- Ofiarowaliśmy ci życie, powinnaś być
wdzięczna. Dobrze ci radzę...
- Też mi wielkoduszność - zironizowała
Tsutanai. Jej ręce zacisnęły się na pościeli. Mimo, iż mężczyzna mógł ją
skrzywdzić w każdym momencie, gniew dodawał jej odwagi. - Uwięziliście mnie i
mówicie mi, że mam być wam wdzięczna bo mnie nie zabiliście? Co za kpina!
- Rozumiałbym twoją złość, gdyby na zewnątrz
czekał na ciebie ktoś ważny. Ale o ile się nie mylę, ty nie masz tam nikogo? -
Rudowłosy dokładnie wiedział, co mówić, co ją zaboli.
Oczy Tsutanai nieznacznie się rozszerzyły i
mimowolnie uchyliła usta. Bez skutku próbowała odgonić naprzykrzające się myśli
o Kitai, wspomnienia były od niej silniejsze. A Pain doskonale
wiedział, jak ją zranić. Trafił w samo sedno! Jego umiejętność manipulowania
ludźmi może doprowadzić rozmówcę Fuumy do szału. I choć Tsutanai zdawała sobie
sprawę z prowadzonych przez lidera zabiegów, nie była w stanie pohamować
emocji. Łzy skutecznie cisnęły jej się do oczu.
- Tutaj masz przynajmniej kuzyna - dodał i
uśmiechnął się pod nosem. Wprost nie mógł doczekać się jej reakcji.
- Nie jest mi do niczego potrzebny - syknęła
urażona i jednym ruchem ręki przetarła oczy. Fukyuu bardzo nie
chciała, by Pein widział jak płacze.
Mężczyzna umilkł i zaczął zastanawiać się, co
takiego Jashinista zrobił dziewczynie. Przecież Hidan z całych swoich sił
próbował ją uchronić przed niebezpieczeństwem, przed Akatsuki i z pewnością
zależało mu na kuzynce. A ona? Nienawidziła go. Nie trzeba było być
psychologiem, żeby to dostrzec. Fuuma musiał dowiedzieć się, w jaki sposób
skrzywdził ją jej kuzyn, by móc wykorzystać to przeciwko Fukyuu, jak i
Hidanowi.
- Co takiego zrobił ci twój kuzyn, że tak go
nienawidzisz, co? - Pein oparł się dłońmi o poręcz łóżka i lekko przechylił w
stronę rozmówczyni. Jego ramiona wydały się przez to jeszcze większe, a co za
tym idzie, sam mężczyzna wywołał u dziewczyny większy strach.
- Nie twoja sprawa - fuknęła i odwróciła
wzrok. Mimo wszystko to była sprawa między nią, a Hidanem. Nikt, nawet lider
Brzasku, nie musiał wiedzieć co się wtedy wydarzyło. Zresztą dziewczyna i tak
nie chciała o tym mówić, to było dla niej zbyt bolesne i zbyt osobiste, by
zwierzać się swojemu porywaczowi.
- Póki jesteś w mojej siedzibie, moja -
odrzekł jej Pein, już rozdrażniony tą bezsensowną rozmową.
- Póki - podkreśliła białowłosa i odważnie
spojrzała Fuumie w oczy.
Mężczyzna musiał przyznać, że Fukyuu go
zainteresowała. Już nawet nie chodzi o to, że nie okazywała mu szacunku, choć
każdego innego poturbowałby gdyby się tak do niego odnosił, ale fakt, że pomimo
strachu, potrafiła mu odpyskować. Niesamowicie chciał przekonać ją do siebie, a
właściwie zmusić, by poczuła przed nim respekt, dlatego musiał sobie
rozplanować, jak małymi krokami osiągnąć swój cel. Dzisiejsza rozmowa
musiała się skończyć w tym momencie, inaczej Tsutanai mogłaby dostać napadu
szału i złości, a wtedy nigdy nie przekabaciłby jej na swoją stronę.
Na ustach Fuumy zagościł szatański uśmiech. Chwilę jeszcze wpatrywał
się w oczy dziewczyny, po czym bez słowa opuścił jej pokój.
W bojówce zapanowała cisza, przerywana
odgłosem dławienia się Sasugi. Chłopak złapał ostrze, wychodzące z jego brzucha
i nie powstrzymał krwi, która przedzierała się przez jego gardło by wyjść na
zewnątrz. Jego oczy stawały się coraz bardziej puste, puls zwalniał, a Uchiha
patrzył na ten obraz beznamiętnie. Nie podobało mu się jednak to, że Genjuu tak
łatwo dał się nabrać. Gdzie podział się jego geniusz? Czyżby to była tylko
otoczka, za którą się chował, byle by nie zostać zaatakowanym, gdy jeszcze był
na wolności? Jeśli tak, to był cholernym tchórzem.
Itachi skierował miecz ku podłodze, by
zdychające w spazmach bólu ciało Sasugi mogło się po nim swobodnie ześlizgnąć
na nawierzchnię. Wyciągnął z niego ostrze i podszedł do coraz słabszego rywala.
Ten patrzył mu w oczy, jak gdyby prosząc o pomoc. Leżał w kałuży krwi, trzymał
się na brzuch i oddychał nerwowo, chcąc zaczerpnąć jak najwięcej powietrza,
byle tylko nie umrzeć. Ale życie uchodziło z niego z każdą sekundą, a Itachi
nie miał zamiaru mu pomagać. Stał tylko i...
Poczuł ból w prawej nodze, który zmusił go do
klęku nad ciałem Sasugi. Nerwowo odwrócił się i przeczesał bójówkę swoim
sharinganem. Nikogo w niej nie było, nikogo nie wyczuwał. Więc kto?
Złapał się za bolące miejsce i wymacał ręką
shuriken, którym został zaatakowany. Bez wahania wyciągnął z siebie metal i
odrzucił gdzieś, po czym uniósł się i jeszcze raz obejrzał bojówkę. Tym razem
dostrzegł kogoś w kącie sali. Postać stała na baczność i nie ruszała się, co
tylko rozzłościło Uchihę. Szybko rozpoznał w intruzie Sasugę, po czym kolejny
raz poczuł ostry ból, tym razem w ręce. Odwrócił się, ale za nim nikogo nie
było. Spojrzał na umierającego rywala, który tym razem leżał na ziemi
uśmiechnięty, po czym przeniósł wzrok na mężczyznę w kącie. Już go tam nie
było.
Prawdziwa walka miała się dopiero rozpocząć.
Super! Jak się zaskoczyłam zwrotem akcji w walce. :o Mam nadzieję, że pojedynek będzie na prawdę fenomenalny. :)
OdpowiedzUsuńWiem, że masz dużo zajęć, alee pisz rozdziały częściej, proszę. c; Tak długo na ten 17 czekałam. D:
Pozdrawiam! ;*
Dobrze opisana walka,spodobała mi się analiza ale akcja trochę powiewa nudą.
OdpowiedzUsuńPokazanie Lidera z ludzkiej strony było nieco dziwne jak na mój gust lecz odświeżające-rzadko widzę go takiego w opowiadaniach.
Mam nadzieję,że niedługo napiszesz coś o Sasuke,w końcu próbują go złapać,chciałabym to ''zobaczyć'' wreszcie.
Pozdrawiam i dołączam się do prośby z poprzedniego komentarza.
Przez moment się bałam, że Sasuga zginie po tym ataku, ale na szczęście tak się nie stało. Trzymam za niego kciuki! Jeśli chodzi o rozmowę Paina z Tsutanai, to bardzo, bardzo mi się spodobała.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie! :)
Hohoho, wróciłam! Jeszcze nawet nie zaczęłam czytać, ale spokojnie, wszystko się nadrobi! Proszę ciebie tylko o jedną rzecz, żebyś umieściła na stronie gadżet obserwatorzy. Byłabym wdzięczna, no i czekaj na komentarz odnośnie opowiadania! :D
OdpowiedzUsuńJuż chyba rok minął. Jestem nową czytelniczką, ale wszystkie rozdziały nadrobiłam dzisiaj, więc jestem na bieżąco :) Mam nadzieję, że kontynuujesz bloga, bo jest wyjątkowo interesujący i intrygujący. Potrafisz niesamowicie pisać, twój styl powala mnie na kolana, a emocje i uczucia, które opisujesz są tak świetnie opisane, że w niektórych momentach zapiera mi dech w piersiach.
OdpowiedzUsuńJedyne, co mnie denerwuje, to brak opcji przewijania rozdziałów "dalej" i "wstecz". Musiałam ciągle cofać się do spisu treści i klikać linki, co na początku było dość irytujące. Później po prostu włączałam sobie po kilka rozdziałów na raz, ale gorąca prośba do Ciebie, by to zmienić :)
Pozdrawiam i niech Moc będzie z Tobą! *_*