6 lutego 2014

17 .Ludzie używają słów tylko po to, by ukryć swe myśli.

Wolter


Sasuga stanął w lekkim rozkroku na ugiętych kolanach. Uważnie obserwował jak Itachi oddala się od niego na kilka metrów i czekał, aż wykona niespodziewany ruch. Tak się jednak nie stało. Mężczyzna zatrzymał się mniej więcej dziesięć metrów od niego i zastygł w bezruchu. Jego ręce wisiały wzdłuż ciała, sam zaś Uchiha zdawał się być rozluźniony. Genjuu wiedział jednak, że to tylko pozory. Przeciwnik mógł zaatakować w każdej chwili.
Sasuga co nieco wiedział o Itachim i jego klanie, dlatego też nie spoglądał mu prosto w oczy. W ogóle starał się na niego nie patrzeć, bo miał świadomość, że każda część jego ciała może wprowadzić go w iluzję. Ciężko było jednak walczyć z kimś i nie móc go obserwować.
Chwila, w której żaden z nich się nie ruszał, trwała dla Sasugi męcząco długo. Nie chciał być on jednak tym, który zaatakuje jako pierwszy. Niepotrzebnie by się zdekoncentrował, dzięki czemu Itachi mógłby wyprowadzić sprytny kontratak. Czekał więc cierpliwie na jego ruch. Musiał mocno wytężyć swoje zmysły, a fakt, że w bojówce panował półmrok, wcale mu nie pomagał. Z ogromnym trudem dostrzegł poruszające się palce Uchihy. Zamierzał zaatakować.
Sasuga zaczął wykonywać natychmiastowe obliczenia w głowie. Skoro Uchiha kaburę z bronią miał przy swoim lewym biodrze, musiał zaatakować go prawą ręką, poza tym to nią poruszał. Lewa tkwiła w bezładzie. Jeśli natomiast zaatakuje go w sposób, w który zrobił to przed chwilą, gdy był za nim, shuriken powinien skręcić nieco i jednocześnie przy tym opadać, gdyby Genjuu zechciał paść na ziemię w celu uniku. Jedynym więc wyjściem było... odskoczenie w prawo.
Natychmiastowo po banalnym do uniknięcia ataku Uchihy, Sasuga złożył dłonie i wykonał kilka pieczęci, po czym pięśćmi uderzył w podłogę. Zaczęła pękać, a co ciekawe, pęknięcia te kierowały się w stronę przeciwnika i goniły go, gdziekolwiek ten by nie odskoczył, nawet na ścianie. W ten sposób Genjuu zniszczył estetyczny wygląd bojówki i bawił się z przeciwnikiem w kotka i myszkę. Gdy Itachiemu znudziło się ciągłe uciekanie, wysłał na szatyna kulę ognia, którą ten z dziecinną łatwością ominął i wyskoczył tuż przed Uchihą. Natychmiastowa reakcja bruneta ocaliła go przed uderzeniem i przebiła Genjuu na wylot.

Pein wsunął do szuflady biurka papiery, którymi zajmował się od kilku godzin i przetarł dłońmi oczy. Czuł się zmęczony po tak długiej pracy. Odsunął się od biurka, chwycił w ręce płaszcz i przerzucił go sobie przez ramię. Musiał zaczerpnąć świeżego powietrza. Spacer dobrze mu zrobi po tak długiej umysłowej pracy.
Wyszedł na korytarz i w pewnym momencie przystanął. Popatrzył na drzwi, prowadzące do sali, w której znajdowała się Tsutanai i doszedł do wniosku, że przyszedł czas na rozmowę. Odkąd sprowadził ją do siedziby nie miał okazji, by poznać jej charakter.  Nie, żeby chciał zyskać sobie przyjaciółkę, ale słyszał, że ta nie będzie chciała współpracować. Chciał więc zobaczyć, jak trudno będzie ją przekonać do Akatsuki. A skoro i tak nie miał nic do roboty...
Pewnie nacisnął na klamkę i wszedł do przestronnego pomieszczenia. Na łóżku pod ścianą siedziała Tsutanai i zignorowała wchodzącego do pomieszczenia lidera. Patrzyła przed siebie. Była blada i wychudzona, ale jej stan był już stabilny.
Fuuma podszedł do łóżka i przewiesił przez jego poręcz swój płaszcz. Tsutanai odwróciła głowę i uparcie zaczęła wpatrywać się w ścianę po swojej prawej stronie. To był wyraźny znak - bała się.
- Jak się czujesz? - spytał obojętnie Pein.
- Jakby kogoś to obchodziło - fuknęła dziewczyna, dalej nie spoglądając na rozmówcę. Zacisnęła usta w cienką linię, co zdradziło jej podenerwowanie.
- Grzeczniej - zwrócił jej uwagę lider. Nie miał zamiaru pozwolić komukolwiek zwracać się do niego bez szacunku, a już na pewno nie takiej gówniarze.
- Bo co mi zrobisz? Połamiesz mi kości? - prychnęła, wreszcie przenosząc wzrok na Fuumę. Mimo wyraźnej ironii zwartej w tym pytaniu, Pein dostrzegł jej strach.
- Nie wiesz chyba z kim rozmawiasz - zauważył, dość spokojnie, mężczyzna. Nie dostał jednak żadnej odpowiedzi. - Na twoim miejscu zwracałbym się do członków Akatsuki z szacunkiem.
- Z szacunkiem? - spytała zdziwiona. - Nie mam zamiaru szanować kogoś, kto nie szanuje mojej wolności i życia innych ludzi. - Głos Tsuitanai przesączony był nienawiścią. I chociaż piekielnie bała się, że mężczyzna powtórzy na niej swoje zabiegi i znowu będzie przechodzić niemiłosierne katusze, nienawiść do morderców nie pozwalała jej na ukorzenie się przed nimi.
- Twój niewyparzony język może przynieść ci same kłopoty. Przypominam, że jesteś wśród morderców, radziłbym ci im nie podpaść.
- Dość już mam morderców! - krzyknęła. Poniosły ją emocje. Wspomnienia wróciły. Zabolało. - Wystarczająco dużo zrobili mi tacy jak wy! Nie będę się przed wami kajać tylko dlatego, że jesteście ode mnie silniejsi!
Wzrok Tsutanai przepełniony był nienawiścią, smutkiem, rozpaczą. Pein rejestrował te wszystkie emocje i dokładnie myślał nad kolejnymi swoimi słowami. Chciał doprowadzić ją do takiego stanu, by ryczała tu jak dziecko, chciał rozstroić ją emocjonalnie i w ten sposób zmusić ją do należytego mu szacunku. Skoro ból fizyczny nic nie dał, być może psychiczny zadziała.
- Ofiarowaliśmy ci życie, powinnaś być wdzięczna. Dobrze ci radzę...
- Też mi wielkoduszność - zironizowała Tsutanai. Jej ręce zacisnęły się na pościeli. Mimo, iż mężczyzna mógł ją skrzywdzić w każdym momencie, gniew dodawał jej odwagi. - Uwięziliście mnie i mówicie mi, że mam być wam wdzięczna bo mnie nie zabiliście? Co za kpina!
- Rozumiałbym twoją złość, gdyby na zewnątrz czekał na ciebie ktoś ważny. Ale o ile się nie mylę, ty nie masz tam nikogo? - Rudowłosy dokładnie wiedział, co mówić, co ją zaboli.
Oczy Tsutanai nieznacznie się rozszerzyły i mimowolnie uchyliła usta. Bez skutku próbowała odgonić naprzykrzające się myśli o Kitai, wspomnienia były od niej silniejsze. A Pain doskonale wiedział, jak ją zranić. Trafił w samo sedno! Jego umiejętność manipulowania ludźmi może doprowadzić rozmówcę Fuumy do szału. I choć Tsutanai zdawała sobie sprawę z prowadzonych przez lidera zabiegów, nie była w stanie pohamować emocji. Łzy skutecznie cisnęły jej się do oczu.
- Tutaj masz przynajmniej kuzyna - dodał i uśmiechnął się pod nosem. Wprost nie mógł doczekać się jej reakcji.
- Nie jest mi do niczego potrzebny - syknęła urażona i jednym ruchem ręki przetarła oczy. Fukyuu bardzo nie chciała, by Pein widział jak płacze.
Mężczyzna umilkł i zaczął zastanawiać się, co takiego Jashinista zrobił dziewczynie. Przecież Hidan z całych swoich sił próbował ją uchronić przed niebezpieczeństwem, przed Akatsuki i z pewnością zależało mu na kuzynce. A ona? Nienawidziła go. Nie trzeba było być psychologiem, żeby to dostrzec. Fuuma musiał dowiedzieć się, w jaki sposób skrzywdził ją jej kuzyn, by móc wykorzystać to przeciwko Fukyuu, jak i Hidanowi.
- Co takiego zrobił ci twój kuzyn, że tak go nienawidzisz, co? - Pein oparł się dłońmi o poręcz łóżka i lekko przechylił w stronę rozmówczyni. Jego ramiona wydały się przez to jeszcze większe, a co za tym idzie, sam mężczyzna wywołał u dziewczyny większy strach.
- Nie twoja sprawa - fuknęła i odwróciła wzrok. Mimo wszystko to była sprawa między nią, a Hidanem. Nikt, nawet lider Brzasku, nie musiał wiedzieć co się wtedy wydarzyło. Zresztą dziewczyna i tak nie chciała o tym mówić, to było dla niej zbyt bolesne i zbyt osobiste, by zwierzać się swojemu porywaczowi.
- Póki jesteś w mojej siedzibie, moja - odrzekł jej Pein, już rozdrażniony tą bezsensowną rozmową.
- Póki - podkreśliła białowłosa i odważnie spojrzała Fuumie w oczy.
Mężczyzna musiał przyznać, że Fukyuu go zainteresowała. Już nawet nie chodzi o to, że nie okazywała mu szacunku, choć każdego innego poturbowałby gdyby się tak do niego odnosił, ale fakt, że pomimo strachu, potrafiła mu odpyskować. Niesamowicie chciał przekonać ją do siebie, a właściwie zmusić, by poczuła przed nim respekt, dlatego musiał sobie rozplanować, jak małymi krokami osiągnąć swój cel. Dzisiejsza rozmowa musiała się skończyć w tym momencie, inaczej Tsutanai mogłaby dostać napadu szału i złości, a wtedy nigdy nie przekabaciłby jej na swoją stronę.
Na ustach Fuumy zagościł szatański uśmiech. Chwilę jeszcze wpatrywał się w oczy dziewczyny, po czym bez słowa opuścił jej pokój.

W bojówce zapanowała cisza, przerywana odgłosem dławienia się Sasugi. Chłopak złapał ostrze, wychodzące z jego brzucha i nie powstrzymał krwi, która przedzierała się przez jego gardło by wyjść na zewnątrz. Jego oczy stawały się coraz bardziej puste, puls zwalniał, a Uchiha patrzył na ten obraz beznamiętnie. Nie podobało mu się jednak to, że Genjuu tak łatwo dał się nabrać. Gdzie podział się jego geniusz? Czyżby to była tylko otoczka, za którą się chował, byle by nie zostać zaatakowanym, gdy jeszcze był na wolności? Jeśli tak, to był cholernym tchórzem.
Itachi skierował miecz ku podłodze, by zdychające w spazmach bólu ciało Sasugi mogło się po nim swobodnie ześlizgnąć na nawierzchnię. Wyciągnął z niego ostrze i podszedł do coraz słabszego rywala. Ten patrzył mu w oczy, jak gdyby prosząc o pomoc. Leżał w kałuży krwi, trzymał się na brzuch i oddychał nerwowo, chcąc zaczerpnąć jak najwięcej powietrza, byle tylko nie umrzeć. Ale życie uchodziło z niego z każdą sekundą, a Itachi nie miał zamiaru mu pomagać. Stał tylko i...
Poczuł ból w prawej nodze, który zmusił go do klęku nad ciałem Sasugi. Nerwowo odwrócił się i przeczesał bójówkę swoim sharinganem. Nikogo w niej nie było, nikogo nie wyczuwał. Więc kto?
Złapał się za bolące miejsce i wymacał ręką shuriken, którym został zaatakowany. Bez wahania wyciągnął z siebie metal i odrzucił gdzieś, po czym uniósł się i jeszcze raz obejrzał bojówkę. Tym razem dostrzegł kogoś w kącie sali. Postać stała na baczność i nie ruszała się, co tylko rozzłościło Uchihę. Szybko rozpoznał w intruzie Sasugę, po czym kolejny raz poczuł ostry ból, tym razem w ręce. Odwrócił się, ale za nim nikogo nie było. Spojrzał na umierającego rywala, który tym razem leżał na ziemi uśmiechnięty, po czym przeniósł wzrok na mężczyznę w kącie. Już go tam nie było. 
Prawdziwa walka miała się dopiero rozpocząć.





Widzicie to, że się staram, prawda? Ale w roku mam tyle zajęć i kolokwiów, że kompletnie nie mam czasu na pisanie i - o ironio - w sesji go znalazłam! :D Mam teraz o wiele większy luz, mimo iż powinnam przygotowywać się do ostatniego już egzaminu, który zresztą będzie najtrudniejszy. Ale czasem trzeba się oderwać od rzeczywistości, nie?
Pozdrawiam Was kochani. 

5 komentarzy:

  1. Super! Jak się zaskoczyłam zwrotem akcji w walce. :o Mam nadzieję, że pojedynek będzie na prawdę fenomenalny. :)
    Wiem, że masz dużo zajęć, alee pisz rozdziały częściej, proszę. c; Tak długo na ten 17 czekałam. D:
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze opisana walka,spodobała mi się analiza ale akcja trochę powiewa nudą.
    Pokazanie Lidera z ludzkiej strony było nieco dziwne jak na mój gust lecz odświeżające-rzadko widzę go takiego w opowiadaniach.
    Mam nadzieję,że niedługo napiszesz coś o Sasuke,w końcu próbują go złapać,chciałabym to ''zobaczyć'' wreszcie.
    Pozdrawiam i dołączam się do prośby z poprzedniego komentarza.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przez moment się bałam, że Sasuga zginie po tym ataku, ale na szczęście tak się nie stało. Trzymam za niego kciuki! Jeśli chodzi o rozmowę Paina z Tsutanai, to bardzo, bardzo mi się spodobała.

    Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hohoho, wróciłam! Jeszcze nawet nie zaczęłam czytać, ale spokojnie, wszystko się nadrobi! Proszę ciebie tylko o jedną rzecz, żebyś umieściła na stronie gadżet obserwatorzy. Byłabym wdzięczna, no i czekaj na komentarz odnośnie opowiadania! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Już chyba rok minął. Jestem nową czytelniczką, ale wszystkie rozdziały nadrobiłam dzisiaj, więc jestem na bieżąco :) Mam nadzieję, że kontynuujesz bloga, bo jest wyjątkowo interesujący i intrygujący. Potrafisz niesamowicie pisać, twój styl powala mnie na kolana, a emocje i uczucia, które opisujesz są tak świetnie opisane, że w niektórych momentach zapiera mi dech w piersiach.
    Jedyne, co mnie denerwuje, to brak opcji przewijania rozdziałów "dalej" i "wstecz". Musiałam ciągle cofać się do spisu treści i klikać linki, co na początku było dość irytujące. Później po prostu włączałam sobie po kilka rozdziałów na raz, ale gorąca prośba do Ciebie, by to zmienić :)

    Pozdrawiam i niech Moc będzie z Tobą! *_*

    OdpowiedzUsuń