24 listopada 2013

16. Jedna gra wewnątrz. Inna na zewnątrz.

Elizabeth Zoller
Pein siedział za biurkiem i z powagą spoglądał na stojącego przed nim Madarę. Oczekiwał na informacje dotyczące Sasuke, jednak ten umyślnie milczał i zastanawiał się, w jaki jeszcze sposób zdenerwować swojego podwładnego lidera. Po jakimś czasie wygodnie rozsiadł się po drugiej stronie biurka Fuumy i uśmiechnął się pod maską.
- Słyszałem, że panna Fukyuu była w dość ciężkim stanie - zaczął rozmowę.
- Przestań udawać, że cię to interesuje. Gadaj, co z młodym Uchihą - warknął Pein, zniecierpliwiony zachowaniem Tobiego.
- Kieruje się w stronę Kraju Ziemi.
- Po co tam? - spytał lider. Ciekawiło go zachowanie Sasuke i motywy, które nim kierowały.
- Zapewne po to, by być jak najdalej od Konohy - odparł lakonicznie Madara. - Młody jest mądry i wie, że teraz nie powinien zbliżać się do Liścia. Zresztą to nie tam chce się dostać. Szuka w końcu swojego braciszka.
Jest sam?
- Widziano go z trójką innych osób. Dziewczyna i dwóch mężczyzn. Może być ciekawie - stwierdził Madara i poruszył się nieco na krześle. - Jestem pewien, że towarzysze Sasuke są silni. Nie miałby słabeuszy w swojej drużynie.
- Może ich tylko wykorzystuje do swoich celów - podsunął Fuuma.
- To na pewno - zgodził się z nim Uchiha. - Niemniej jednak chce mieć silnych pomocników. W końcu decyduje się na walkę z Itachim, czyli po części z nami.
- W porządku - mruknął rudowłosy. - Świetnie się spisałeś.
- No, już mnie tak nie chwal, liderze - zironizował Madara i podniósł się. Fuuma wstał w tym samym momencie. - Jesteśmy na dobrej drodze. O ile dobrze pójdzie, znajdziemy go, nim zima na dobre się skończy.
- Liczę na ciebie - odrzekł Pein.
W to akurat Madara nie wątpił.

- Masz dziś swój pierwszy trening, Sasuga? - spytała Oroka, siedząca po turecku na łóżku. Uważnie wpatrywała się w bladą twarz swojego przyjaciela i próbowała doszukać się powodu jego strachu. Nie miała pojęcia, że jej współlokator może być w niebezpieczeństwie. W końcu sam Itachi Uchiha miał się z nim zmierzyć.
- Tak - odparł chłopak i przełknął głośno ślinę. Był cały spięty a serce waliło mu jak oszalałe. Wiedział jednak, że przed Akatsuki nie może tego pokazać. Zniszczyliby go doszczętnie, gdyby wiedzieli o jego strachu. Musiał udawać silnego.
- Chyba się nie boisz? - Oroka posłała mu swój najsłodszy uśmiech, by podtrzymać go na duchu. - Nie zrobią ci krzywdy.
Sasuga nic nie odpowiedział, a tylko uważnie wpatrzył się w Orokę. Skoro ona tak mówiła, to musiała mieć rację. Była oczkiem w głowie tej bandy morderców, z pewnością nie chcieli jej stracić ani sprawić, by nie chciała współpracować. A Oroka traktowała go jak swojego najlepszego przyjaciela, więc jego śmierć obróciłaby się przeciwko Akatsuki. Tak, nie mogli go skrzywdzić.
- Mogę ci towarzyszyć, jeśli chcesz - dodała po chwili. Gdy Genjuu wciąż nie odpowiedział, przesiadła się na jego łóżko i złapała go za rękę. - Będzie dobrze, mówię ci.
Gdy drzwi do pokoju się uchyliły, Sasuga cały zesztywniał. W progu stanął nie kto inny, jak Uchiha Itachi. Był ubrany w tradycyjny płaszcz Akatsuki i patrzył na chłopaka z obojętnością i jakby... znudzeniem?
- Idziemy.
- Mogę iść z wami? - spytała Oroka, wstając równocześnie z przyjacielem.
- Nie. - Itachi wyszedł z pokoju, nie czekając nawet na odpowiedź dziewczyny.
- Proszę, proszę, proszę! - Ciemnowłosa wyszła za chłopakami na korytarz i dosłownie uczepiła się ramienia Uchihy. Spojrzał na nią tak chłodno, że Sasuga przez chwilę wystraszył się, że ją zabije. Ta natomiast nic sobie z tego nie zrobiła. Może nawet tego nie dostrzegła.
- Powiedziałem nie. Wracaj do pokoju. - Itachi był zimny jak skała i bardzo stanowczy. Nie potrzebował widowni, miał zamiar szybko rozprawić się z Genjuu i wracać do swojego pokoju.
- No proszę, bardzo proszę!
- Nie bądź uparta - wtrącił się Sasuga i delikatnie odsunął ją od mordercy. - Idź do pokoju, będę za niedługo.
- Ale...
- Możesz się wreszcie odczepić? - spytał, zirytowany już, Itachi. - Wracaj do pokoju i nie zawracaj nam głowy. Już.
Oroka spojrzała na czarnowłosego i poczuła coś, czego nigdy wcześniej nie czuła. Strach. Wzrok mężczyzny doprowadził ją do skurczu żołądka i sprawił, że poczuła się mała i bezbronna. Momentalnie zbladła, a za chwilę osunęła się na podłogę. Sasuga w porę ją złapał, Itachi zaś beznamiętnym wzrokiem oglądał całą tę sytuację.
- Nosz cholera jasna - zaklął Genjuu i wziął dziewczynę na ręce. - Zaraz przyjdę, tylko ją odniosę.
- Drzwi po lewej, na końcu korytarza - poinstruował go mężczyzna, po czym zniknął w bojówce.

Hidan wszedł do pomieszczenia, w którym Tsutanai powoli dochodziła do siebie. Mogła już bez większego wysiłku samodzielnie siadać, natomiast medyk zabronił jej jakiejkolwiek próby chodzenia. Nie była jeszcze wystarczająco silna, poza tym mogła w ten sposób spowodować otwarcie się ran. Niemniej jednak rokowania dotyczące jej całkowitego powrotu do zdrowia były dobre. Mężczyzna odwalił kawał dobrej roboty.
Gdy Hidan stanął przy łóżku kuzynki, ta spała. Popatrzył na jej twarz, na której była już tylko jedna blizna. Przypomniawszy sobie jak oszpecona była, przeszły go zimne dreszcze. A to wszystko jego wina. Czuł się winny za to, że tu była, tylko właściwie nie do końca wiedział, dlaczego.
Jashinista wreszcie odważył się na rozmowę z kuzynką. Wiedział, że prędzej czy później to nastąpi, więc chciał wykorzystać to, że nie może wstawać. Przynajmniej nie pójdzie do innego pomieszczenia a on będzie mógł jej wyjaśnić, dlaczego ją wtedy zostawił. Dlatego też usiadł na łóżku i złapał jej dłoń w swoją.
- Tsutanai - szepnął, masując kciukiem jej zewnętrzną stronę dłoni. - Tsu.
Dziewczyna lekko drgnęła i otworzyła zaspane oczy. Zamrugała dwa razy i utkwiła wzrok w Hidanie. Wzrok pełen strachu, pretensji, nienawiści. Wzrok, który ścisnął serce chłopaka i wywołał u niego chęć ucieczki.
- Hidan - wychrypiała białowłosa i zorientowawszy się, że jej kuzyn trzyma jej dłoń, wzięła rękę.
Chłopak spuścił wzrok, nie wiedząc, co powiedzieć. Przeszywające na wskroś spojrzenie dziewczyny doprowadzało go do szału, bał się rozmowy, która go czekała. Ale musiał się na to w końcu odważyć.
- Tsutanai, ja...
- Nienawidzę cię, Hidan - przerwała mu Fukyuu. - Rozumiesz? Nienawidzę cię. Jak mogłeś mi to zrobić?
- Ja nie chciałem, Tsu.
- Nie nazywaj mnie tak - syknęła dziewczyna, jednocześnie ściskając kołdrę. Jej chude ręce były całe pokryte gęsią skórką. - Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Wyjdź.
- Nie. - Chłopak usiadł bliżej dziewczyny i lekko się nad nią pochylił. - Muszę ci coś wyjaśnić.
- Hidan proszę cię. - W oczach Fukyuu powoli zaczęły zbierać się łzy. Wcale nie chciała z nim rozmawiać. Nienawiść do kuzyna przepełniała całe jej serce i był tylko jeden, jedyny sposób, by mogła mu wybaczyć. Wiedziała jednak, że Hidan nigdy tego nie zrobi, dlatego też nie chciała mieć z nim nic do czynienia. - Proszę cię, wyjdź.
- Przepraszam - szepnął Hidan. - Tsu, ja tylko chciałem...
- Nie obchodzi mnie, co ty chciałeś - warknęła. - Nie masz prawa decydować o moim życiu, za dużo w nim namieszałeś i dalej to robisz. Mam tego dość, rozumiesz?
- Nie mogłem pozwolić ci umrzeć. - Jashinista w myślach przywołał tamten dzień. Doskonale pamiętał, jak bardzo bał się o życie kuzynki. Kochał ją i chciał, by żyła. Nie mógł jej stracić.
- A powinieneś! - krzyknęła Tsutanai i przymknęła powieki, ciężko oddychając. Po jej zapadniętych policzkach spłynęło kilka łez, które starła jednym ruchem ręki. - Przez ciebie...
- Co? Przeze mnie żyłaś? Naprawdę masz do mnie żal o to, że uratowałem ci tyłek? - warknął Hidan, nieco wyprowadzony z równowagi. - To, że Akatsuki dobrało się do ciebie, nic nie oznacza. Pomogę ci uciec i wrócisz do swojego dawnego życia, daj mi tylko trochę czasu - powiedział już nieco spokojniej.
Po jego słowach zapadła chwila upierdliwej dla niego ciszy. Dziewczyna wpatrywała się w ścianę nieobecnym wzrokiem i nie kontrolowała łez, Hidan natomiast nie wiedział, co powiedzieć. Wstał i podszedł do drzwi, przy których na chwilę się zatrzymał. Gdy Tsutanai nadal uparcie milczała, wyszedł na korytarz.
- Ja nie mam życia, Hidan - szepnęła dziewczyna i odwróciła się na bok. Rozpłakała się jak dziecko. 

Sasuga po pięciu minutach zjawił się w bojówce. Pewnym krokiem wszedł do środka i rozglądnął się na boki. Pomieszczenia to było ogromnych rozmiarów. Długie, szerokie z wysokim sufitem sprawiało przytłaczające wrażenie. Genjuu poczuł się jak mały chłopiec, gdy doszedł do środka bojówki. Po bokach znajdowały się balkony, umożliwiające oglądanie toczącej się walki innym członkom Akatsuki. Natomiast Itachiego nigdzie nie było.
Sasuga rozglądnął się uważnie, próbują znaleźć Uchihę. Był pewien, że zastanie tu chłopaka, w końcu miał na niego czekać. Czyżby się zniecierpliwił?
Świst powietrza poderwał Genjuu w górę. W ostatniej chwili uniknął lecącego w jego stronę shurikena, który wbił się w podłogę. Kucnął na ziemi i przymrużył lekko oczy, szybko obliczając kąt, pod jakim leciała broń. O ile się nie mylił, jego przeciwnik znajdował się na końcowej ścianie bojówki, w jednej trzeciej jej wysokości. Nie wykonując zbyt gwałtownych ruchów, powoli wyciągnął z kabury dwa kunaie i w zastraszająco szybkim tempie odwrócił się, celując prosto w Itachiego. Biały dym uświadomił mu, że jego obliczenia były perfekcyjne.
- Nieźle - przyznał Itachi, zeskakując z prawego balkonu. - Muszę przyznać, że zaskoczyłeś mnie swoim precyzyjnym trafieniem. Ale to za mało, by mnie pokonać.
Sasuga uśmiechnął się lekko pod nosem, jednocześnie prychając. Wcale nie miał zamiaru go pokonać, ba, jego celem było uniknięcie zranienia. Ale skoro Uchiha tak sprawiał sprawę, musiał dać z siebie wszystko, żeby go chociaż drasnąć. Jego zmysły powinny być wyczulone a mózg pracować na najwyższych obrotach. To będzie najcięższa walka w jego życiu.
- Gotowy? - spytał beznamiętnym tonem Itachi, odchodząc od przeciwnika na kilka metrów.
- Jak nigdy.


Jak widzicie, nadal tu jestem, trwam, żyję. Strasznie mi głupio bo przerwy w dodawaniu rozdziałów są horrendalne, ale to dlatego, że ja naprawdę nie mam kiedy pisać. Po pierwsze, studia. Pochłaniają mnie niesamowicie, ciągle uczę się na pieprzoną fizjologię i mam dość, a w przerwach pomiędzy nauką zajmuję się pieskiem, który jest małym szczeniaczkiem i od miesiąca stanowi kolejnego członka rodziny. A wiadomo jak to z małymi pieskami, ktoś ciągle musi ją obserwować, bo jak odkurzacz wszystko bierze do tego słodkiego pyszczka. Dlatego wykorzystując luźniejszy weekend i to, że psinka śpi, w końcu mogłam coś naskrobać. Nie jest to nic niesamowitego, bo się wypaliłam, ale bardzo chciałabym skończyć tę historię, a przy tym moją przygodę z blogowaniem i z Wami, drodzy czytelnicy, o ile tu jeszcze jesteście. Dziękuję Wam za każde ciepłe słowo i przepraszam, że Was zawodzę.

4 komentarze:

  1. Doczekałam się w końcu :) Dobry rozdział ;)
    Jestem bardzo ciekawa walki Itachiego i Sasugi :)
    Życzę weny!.

    Fajnie, że masz pieska :D
    Tutaj jeszcze raz dziękuję za szczere uwagi i postaram się poprawić to i owo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Doskonale rozumiem czemu tak długo nie pisałaś-ja też mam takie dni że jestem zajęta na okrągło i nie mam czasu myśleć o czymkolwiek innym oprócz nauki.
    Co do tego że dałaś nowy rozdział-dzięki,dzięki,dzięki,dzięki,dzięki,dzięki!!!
    Cóż Tsu jest wściekła na Hidana ale przejdzie jej to z czasem-w końcu jest kimś w rodzaju jej protektora w Brzasku oraz będzie próbował ją wydostać z organizacji...albo i nie .To przez niego w końcu jest nieśmiertelna.
    Sasuga i Uchiha -szykuje się ciekawa walka.
    Doszłam również do wniosku że ulubionym hobby Madary zaraz po robieniu z siebie idioty w masce-pomarańczce dwadzieścia cztery godziny na dobę jest wkurzanie innych.Jak ja nienawidzę tego człowieka.Jeśli postanowisz go zabić w swoim opowiadanu to proszę zrób to powolo i boleśnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezły rozdział,czekam na next.I dołączam się do prośby z poprzedniego komentarza.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopiero teraz znalazłam odrobinkę czasu, by przeczytać ten rozdział. Nie był zły, podobał mi się :)
    Szkoda mi Tsutanai, ale mam nadzieję, że szybko wybaczy Hidanowi.

    Pozdrawiam ciepluchno! :)

    OdpowiedzUsuń