Elizabeth Zoller
Pein
siedział za biurkiem i z powagą spoglądał na stojącego przed nim Madarę.
Oczekiwał na informacje dotyczące Sasuke, jednak ten umyślnie milczał i
zastanawiał się, w jaki jeszcze sposób zdenerwować swojego podwładnego lidera.
Po jakimś czasie wygodnie rozsiadł się po drugiej stronie biurka Fuumy i
uśmiechnął się pod maską.
-
Słyszałem, że panna Fukyuu była w dość ciężkim stanie - zaczął rozmowę.
- Przestań
udawać, że cię to interesuje. Gadaj, co z młodym Uchihą - warknął Pein,
zniecierpliwiony zachowaniem Tobiego.
- Kieruje
się w stronę Kraju Ziemi.
- Po co
tam? - spytał lider. Ciekawiło go zachowanie Sasuke i motywy, które nim
kierowały.
- Zapewne
po to, by być jak najdalej od Konohy - odparł lakonicznie Madara. - Młody jest
mądry i wie, że teraz nie powinien zbliżać się do Liścia. Zresztą to nie tam
chce się dostać. Szuka w końcu swojego braciszka.
- Jest sam?
- Widziano
go z trójką innych osób. Dziewczyna i dwóch mężczyzn. Może być ciekawie -
stwierdził Madara i poruszył się nieco na krześle. - Jestem pewien, że
towarzysze Sasuke są silni. Nie miałby słabeuszy w swojej drużynie.
- Może ich
tylko wykorzystuje do swoich celów - podsunął Fuuma.
- To na
pewno - zgodził się z nim Uchiha. - Niemniej jednak chce mieć silnych
pomocników. W końcu decyduje się na walkę z Itachim, czyli po części z nami.
- W
porządku - mruknął rudowłosy. - Świetnie się spisałeś.
- No, już
mnie tak nie chwal, liderze - zironizował Madara i podniósł się. Fuuma wstał w
tym samym momencie. - Jesteśmy na dobrej drodze. O ile dobrze pójdzie,
znajdziemy go, nim zima na dobre się skończy.
- Liczę na
ciebie - odrzekł Pein.
W to akurat
Madara nie wątpił.
- Masz dziś
swój pierwszy trening, Sasuga? - spytała Oroka, siedząca po turecku na łóżku.
Uważnie wpatrywała się w bladą twarz swojego przyjaciela i próbowała doszukać
się powodu jego strachu. Nie miała pojęcia, że jej współlokator może być w
niebezpieczeństwie. W końcu sam Itachi Uchiha miał się z nim zmierzyć.
- Tak -
odparł chłopak i przełknął głośno ślinę. Był cały spięty a serce waliło mu jak
oszalałe. Wiedział jednak, że przed Akatsuki nie może tego pokazać.
Zniszczyliby go doszczętnie, gdyby wiedzieli o jego strachu. Musiał udawać
silnego.
- Chyba się
nie boisz? - Oroka posłała mu swój najsłodszy uśmiech, by podtrzymać go na
duchu. - Nie zrobią ci krzywdy.
Sasuga nic
nie odpowiedział, a tylko uważnie wpatrzył się w Orokę. Skoro ona tak mówiła,
to musiała mieć rację. Była oczkiem w głowie tej bandy morderców, z pewnością
nie chcieli jej stracić ani sprawić, by nie chciała współpracować. A Oroka
traktowała go jak swojego najlepszego przyjaciela, więc jego śmierć obróciłaby
się przeciwko Akatsuki. Tak, nie mogli go skrzywdzić.
- Mogę ci
towarzyszyć, jeśli chcesz - dodała po chwili. Gdy Genjuu wciąż nie
odpowiedział, przesiadła się na jego łóżko i złapała go za rękę. - Będzie
dobrze, mówię ci.
Gdy drzwi
do pokoju się uchyliły, Sasuga cały zesztywniał. W progu stanął nie kto inny,
jak Uchiha Itachi. Był ubrany w tradycyjny płaszcz Akatsuki i patrzył na
chłopaka z obojętnością i jakby... znudzeniem?
- Idziemy.
- Mogę iść
z wami? - spytała Oroka, wstając równocześnie z przyjacielem.
- Nie. -
Itachi wyszedł z pokoju, nie czekając nawet na odpowiedź dziewczyny.
- Proszę,
proszę, proszę! - Ciemnowłosa wyszła za chłopakami na korytarz i dosłownie
uczepiła się ramienia Uchihy. Spojrzał na nią tak chłodno, że Sasuga przez
chwilę wystraszył się, że ją zabije. Ta natomiast nic sobie z tego nie zrobiła.
Może nawet tego nie dostrzegła.
-
Powiedziałem nie. Wracaj do pokoju. - Itachi był zimny jak skała i bardzo
stanowczy. Nie potrzebował widowni, miał zamiar szybko rozprawić się z Genjuu i
wracać do swojego pokoju.
- No
proszę, bardzo proszę!
- Nie bądź
uparta - wtrącił się Sasuga i delikatnie odsunął ją od mordercy. - Idź do
pokoju, będę za niedługo.
- Ale...
- Możesz
się wreszcie odczepić? - spytał, zirytowany już, Itachi. - Wracaj do pokoju i
nie zawracaj nam głowy. Już.
Oroka
spojrzała na czarnowłosego i poczuła coś, czego nigdy wcześniej nie czuła.
Strach. Wzrok mężczyzny doprowadził ją do skurczu żołądka i sprawił, że poczuła
się mała i bezbronna. Momentalnie zbladła, a za chwilę osunęła się na podłogę.
Sasuga w porę ją złapał, Itachi zaś beznamiętnym wzrokiem oglądał całą tę
sytuację.
- Nosz
cholera jasna - zaklął Genjuu i wziął dziewczynę na ręce. - Zaraz przyjdę,
tylko ją odniosę.
- Drzwi po
lewej, na końcu korytarza - poinstruował go mężczyzna, po czym zniknął w
bojówce.
Hidan
wszedł do pomieszczenia, w którym Tsutanai powoli dochodziła do siebie. Mogła
już bez większego wysiłku samodzielnie siadać, natomiast medyk zabronił jej
jakiejkolwiek próby chodzenia. Nie była jeszcze wystarczająco silna, poza tym
mogła w ten sposób spowodować otwarcie się ran. Niemniej jednak rokowania
dotyczące jej całkowitego powrotu do zdrowia były dobre. Mężczyzna odwalił
kawał dobrej roboty.
Gdy Hidan
stanął przy łóżku kuzynki, ta spała. Popatrzył na jej twarz, na której była już
tylko jedna blizna. Przypomniawszy sobie jak oszpecona była, przeszły go zimne
dreszcze. A to wszystko jego wina. Czuł się winny za to, że tu była, tylko
właściwie nie do końca wiedział, dlaczego.
Jashinista
wreszcie odważył się na rozmowę z kuzynką. Wiedział, że prędzej czy później to
nastąpi, więc chciał wykorzystać to, że nie może wstawać. Przynajmniej nie
pójdzie do innego pomieszczenia a on będzie mógł jej wyjaśnić, dlaczego ją
wtedy zostawił. Dlatego też usiadł na łóżku i złapał jej dłoń w swoją.
- Tsutanai
- szepnął, masując kciukiem jej zewnętrzną stronę dłoni. - Tsu.
Dziewczyna
lekko drgnęła i otworzyła zaspane oczy. Zamrugała dwa razy i utkwiła wzrok w
Hidanie. Wzrok pełen strachu, pretensji, nienawiści. Wzrok, który ścisnął serce
chłopaka i wywołał u niego chęć ucieczki.
- Hidan -
wychrypiała białowłosa i zorientowawszy się, że jej kuzyn trzyma jej dłoń,
wzięła rękę.
Chłopak
spuścił wzrok, nie wiedząc, co powiedzieć. Przeszywające na wskroś spojrzenie
dziewczyny doprowadzało go do szału, bał się rozmowy, która go czekała. Ale
musiał się na to w końcu odważyć.
- Tsutanai,
ja...
-
Nienawidzę cię, Hidan - przerwała mu Fukyuu. - Rozumiesz? Nienawidzę cię. Jak
mogłeś mi to zrobić?
- Ja nie
chciałem, Tsu.
- Nie
nazywaj mnie tak - syknęła dziewczyna, jednocześnie ściskając kołdrę. Jej chude
ręce były całe pokryte gęsią skórką. - Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Wyjdź.
- Nie. -
Chłopak usiadł bliżej dziewczyny i lekko się nad nią pochylił. - Muszę ci coś
wyjaśnić.
- Hidan
proszę cię. - W oczach Fukyuu powoli zaczęły zbierać się łzy. Wcale nie chciała
z nim rozmawiać. Nienawiść do kuzyna przepełniała całe jej serce i był tylko
jeden, jedyny sposób, by mogła mu wybaczyć. Wiedziała jednak, że Hidan nigdy
tego nie zrobi, dlatego też nie chciała mieć z nim nic do czynienia. - Proszę
cię, wyjdź.
-
Przepraszam - szepnął Hidan. - Tsu, ja tylko chciałem...
- Nie
obchodzi mnie, co ty chciałeś - warknęła. - Nie masz prawa decydować o moim
życiu, za dużo w nim namieszałeś i dalej to robisz. Mam tego dość, rozumiesz?
- Nie
mogłem pozwolić ci umrzeć. - Jashinista w myślach przywołał tamten dzień.
Doskonale pamiętał, jak bardzo bał się o życie kuzynki. Kochał ją i chciał, by
żyła. Nie mógł jej stracić.
- A
powinieneś! - krzyknęła Tsutanai i przymknęła powieki, ciężko oddychając. Po
jej zapadniętych policzkach spłynęło kilka łez, które starła jednym ruchem
ręki. - Przez ciebie...
- Co?
Przeze mnie żyłaś? Naprawdę masz do mnie żal o to, że uratowałem ci tyłek? -
warknął Hidan, nieco wyprowadzony z równowagi. - To, że Akatsuki dobrało się do
ciebie, nic nie oznacza. Pomogę ci uciec i wrócisz do swojego dawnego życia,
daj mi tylko trochę czasu - powiedział już nieco spokojniej.
Po jego
słowach zapadła chwila upierdliwej dla niego ciszy. Dziewczyna wpatrywała się w
ścianę nieobecnym wzrokiem i nie kontrolowała łez, Hidan natomiast nie
wiedział, co powiedzieć. Wstał i podszedł do drzwi, przy których na chwilę się
zatrzymał. Gdy Tsutanai nadal uparcie milczała, wyszedł na korytarz.
- Ja nie
mam życia, Hidan - szepnęła dziewczyna i odwróciła się na bok. Rozpłakała się
jak dziecko.
Sasuga po
pięciu minutach zjawił się w bojówce. Pewnym krokiem wszedł do środka i
rozglądnął się na boki. Pomieszczenia to było ogromnych rozmiarów. Długie,
szerokie z wysokim sufitem sprawiało przytłaczające wrażenie. Genjuu
poczuł się jak mały chłopiec, gdy doszedł do środka bojówki. Po bokach
znajdowały się balkony, umożliwiające oglądanie toczącej się walki innym
członkom Akatsuki. Natomiast Itachiego nigdzie nie było.
Sasuga
rozglądnął się uważnie, próbują znaleźć Uchihę. Był pewien, że zastanie tu
chłopaka, w końcu miał na niego czekać. Czyżby się zniecierpliwił?
Świst
powietrza poderwał Genjuu w górę. W ostatniej chwili uniknął lecącego w jego
stronę shurikena, który wbił się w podłogę. Kucnął na ziemi i przymrużył lekko
oczy, szybko obliczając kąt, pod jakim leciała broń. O ile się nie mylił, jego
przeciwnik znajdował się na końcowej ścianie bojówki, w jednej trzeciej jej
wysokości. Nie wykonując zbyt gwałtownych ruchów, powoli wyciągnął z kabury dwa
kunaie i w zastraszająco szybkim tempie odwrócił się, celując prosto w
Itachiego. Biały dym uświadomił mu, że jego obliczenia były perfekcyjne.
- Nieźle -
przyznał Itachi, zeskakując z prawego balkonu. - Muszę przyznać, że zaskoczyłeś
mnie swoim precyzyjnym trafieniem. Ale to za mało, by mnie pokonać.
Sasuga
uśmiechnął się lekko pod nosem, jednocześnie prychając. Wcale nie miał zamiaru
go pokonać, ba, jego celem było uniknięcie zranienia. Ale skoro Uchiha tak
sprawiał sprawę, musiał dać z siebie wszystko, żeby go chociaż drasnąć. Jego
zmysły powinny być wyczulone a mózg pracować na najwyższych obrotach. To
będzie najcięższa walka w jego życiu.
- Gotowy? -
spytał beznamiętnym tonem Itachi, odchodząc od przeciwnika na kilka metrów.
- Jak
nigdy.
Jak widzicie, nadal tu jestem, trwam, żyję. Strasznie mi głupio bo przerwy
w dodawaniu rozdziałów są horrendalne, ale to dlatego, że ja naprawdę nie mam
kiedy pisać. Po pierwsze, studia. Pochłaniają mnie niesamowicie, ciągle uczę
się na pieprzoną fizjologię i mam dość, a w przerwach pomiędzy nauką zajmuję się
pieskiem, który jest małym szczeniaczkiem i od miesiąca stanowi kolejnego
członka rodziny. A wiadomo jak to z małymi pieskami, ktoś ciągle musi ją
obserwować, bo jak odkurzacz wszystko bierze do tego słodkiego pyszczka.
Dlatego wykorzystując luźniejszy weekend i to, że psinka śpi, w końcu mogłam
coś naskrobać. Nie jest to nic niesamowitego, bo się wypaliłam, ale bardzo
chciałabym skończyć tę historię, a przy tym moją przygodę z blogowaniem i z
Wami, drodzy czytelnicy, o ile tu jeszcze jesteście. Dziękuję Wam za każde
ciepłe słowo i przepraszam, że Was zawodzę.
Doczekałam się w końcu :) Dobry rozdział ;)
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa walki Itachiego i Sasugi :)
Życzę weny!.
Fajnie, że masz pieska :D
Tutaj jeszcze raz dziękuję za szczere uwagi i postaram się poprawić to i owo :)
Doskonale rozumiem czemu tak długo nie pisałaś-ja też mam takie dni że jestem zajęta na okrągło i nie mam czasu myśleć o czymkolwiek innym oprócz nauki.
OdpowiedzUsuńCo do tego że dałaś nowy rozdział-dzięki,dzięki,dzięki,dzięki,dzięki,dzięki!!!
Cóż Tsu jest wściekła na Hidana ale przejdzie jej to z czasem-w końcu jest kimś w rodzaju jej protektora w Brzasku oraz będzie próbował ją wydostać z organizacji...albo i nie .To przez niego w końcu jest nieśmiertelna.
Sasuga i Uchiha -szykuje się ciekawa walka.
Doszłam również do wniosku że ulubionym hobby Madary zaraz po robieniu z siebie idioty w masce-pomarańczce dwadzieścia cztery godziny na dobę jest wkurzanie innych.Jak ja nienawidzę tego człowieka.Jeśli postanowisz go zabić w swoim opowiadanu to proszę zrób to powolo i boleśnie.
Niezły rozdział,czekam na next.I dołączam się do prośby z poprzedniego komentarza.
OdpowiedzUsuńDopiero teraz znalazłam odrobinkę czasu, by przeczytać ten rozdział. Nie był zły, podobał mi się :)
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Tsutanai, ale mam nadzieję, że szybko wybaczy Hidanowi.
Pozdrawiam ciepluchno! :)