16 sierpnia 2013

14. Ból innych nieraz gorzej boli niż własny.

Wiesław Myśliwski


Hidan przez dłuższy czas chodził nerwowo po korytarzu, raz po raz spoglądając na drzwi, prowadzące do sali tortur. Obawiał się widoku, który może zastać, a fakt, że Tsutanai żyje, wcale go nie podnosił na duchu. Doskonale znał metody Itachiego i gdyby nie to, że Fukyuu jest nieśmiertelna, zmarłaby po czterech godzinach tortur. Domyślał się więc, jak zmasakrowane musi być jej wątłe ciało i jak słaba, psychicznie i fizycznie, jest dziewczyna.
W końcu stanął przy drzwiach i nacisnął delikatnie na klamkę. Z ogromną niepewnością pchnął drzwi, odszukał dłonią włącznik światła i słysząc swoje własne bicie serca, rozświetlił pokój.
Tsutanai była przypięta do sufitu za nadgarstki. Całe jej ciało ociekało krwią, było spuchnięte i brudne, a z uda wystawała jej kość. Widok ten wywołał grymas na twarzy chłopaka, a jednocześnie w jego oczach wymalowało się ogromne współczucie i żal. Nie wiedząc, co zrobić, stał tak przez chwilę i nie wierząc w to, co Itachi zrobił z jego kuzynką, przypatrywał się tej masakrze.
- Łoł! - usłyszał za sobą głos Deidary, ale ani drgnął. - Nieźle ją Uchiha sponiewierał. Czy ona jeszcze w ogóle żyje?
- Żyje - odparł ochryple Hidan. - Niestety żyje.
- Harda baba - skomentował blondyn i oparł się o framugę drzwi. - Ale cuchnie.
- To moja kuzynka - szepnął białowłosy, nie mogąc oderwać wzroku od jej wychudzonego, a teraz i pokaleczonego ciała.
- Twoja kuzynka? - Deidara natychmiastowo spoważniał i ze współczuciem popatrzył na kolegę. - Lider to skurwiel.
Hidan, usłyszawszy oddalające się kroki blondyna, podszedł do dziewczyny. Włosy przylepiły się do jej zakrwawionych pleców, którymi skierowana była do drzwi, i na prawie całej swojej długości przybrały czerwony kolor. Z bliska widać było, jak podziurawione jest jej ciało. Ciągle sączyła się z niego krew. A co najgorsze, Fukyuu wciąż cierpiała.
Chłopak stanął obok kuzynki i przyglądnął się jej zwieszonej głowie. Oddychała powoli, przez złamany nos. Była nieprzytomna.
Delikatnie uniósł jej brodę ku górze i wpatrzył się w jej spuchnięte policzki. Usta, które kiedyś układały się w delikatny uśmiech, były teraz popękane i poplamione krwią. Na policzkach miała kilka szram, najwyraźniej były to początkowe rany, gdyż czerwona ciecz na nich zdążyła już zeschnąć. Domyślał się również, że jej piękne, fiołkowe oczy są teraz spuchnięte od płaczu z bólu i bezsilności.
- Tsutanai - szepnął i z trudem zapanował nad łzami. Przytulił do siebie jej wątłe ciało, wtulił twarz w przetłuszczone włosy dziewczyny i trząsł się lekko z nerwów. To, co Itachi zrobił z nią na rozkaz lidera, było zwykłym bestialstwem. - Już dobrze - szepnął, gdy się od niej odsunął. Pochylił się i odpiął jej szczupłe, połamane nogi z łańcuchów. Dostrzegł przy tym, że złamania były wymierzone w taki sposób, by jej kości mogły się łatwo zrosnąć, i by mogła być dalej shinobi. Przytrzymując jej ciało jedną ręką, drugą odpiął górne łańcuchy. Całym swym nikłym ciężarem opadła na niego. Delikatnie położył ją na podłodze, ściągnął z siebie płaszcz, którym okrył kuzynkę, po czym wyszedł na korytarz. Czekali tam już na niego lider z Itachim.
- Nigdy ci nie wybaczę - syknął Hidan w stronę Fuumy. - Nigdy.
- Chcesz wyglądać jak ona? - spytał spokojnie Pein. Chłopak zbladł, niezdolny do odpowiedzi. - Więc lepiej zamknij mordę. Pozwolił ci ktoś ją ruszać?
- Nie możesz jej tak traktować - odrzekł Jashinista, łamiącym się głosem. Odchrząknął, poprawił sobie kuzynkę na rękach, po czym spojrzał z wyrzutem na Fuumę. - Myślisz, że w takim stanie będzie zdolna do walki? Przecież my nawet nie mamy medyka, który mógłby jej pomóc! Zrobiłeś z niej żyjące zwłoki, które tylko cierpią!
- Od kiedy tak się przejmujesz innymi ludźmi? - Lider wydawał się być niewzruszony, mimo iż widok dziewczyny był naprawdę odrażający. Nigdy wcześniej nie widział tak zmasakrowanego, a jednak wciąż żywego, człowieka.
- To moja rodzina! - warknął. - A ty Uchiha? Nie broniłbyś swojego młodszego brata, gdybym ja mu coś takiego zrobił? Co?!
- Nawet byś go nie tknął - odparł spokojnie Itachi. - To w końcu Uchiha.
Jashinistę krew zalała. Drugi raz w życiu miał ochotę rozpłakać się jak dziecko. Drugi raz w powodu Tsutanai. Nie zgadzał się na jej cierpienie, ona na to nie zasługiwała! Nie po tym, co przeszła!
- Zanieś ją na salę operacyjną. Zaraz cały korytarz będzie cuchnąć - skomentował Fuuma. Hidan, nic nie odpowiedziawszy, wykonał rozkaz mężczyzny.
- Musimy znaleźć medyka - zauważył Itachi. - Nawet jeśli żyje, jest niezdolna do normalnego funkcjonowania.
- Wiem - westchnął lider i skierował się do swojego gabinetu. Czarnowłosy podążył za nim jak cień. - Idź z Hoshigakim do drugiej siedziby i znajdź kogoś. Jeśli nie, idziecie do najbliższej wioski, zrozumiano?
- Tak jest.

Hidan położył Tsutanai na stole i pogłaskał ją lekko po głowie. Jej ciało drgnęło, po czym dziewczyna z trudem zaczęła uchylać powieki.
- Cii, nie otwieraj oczu - wyszeptał. - Już wszystko dobrze, on już nie zrobi ci krzywdy.
Przekrwione oczy Tsutanai nie potrafiły zatrzymać się w jednym miejscu. Przejechała nimi po suficie, gdzie oślepiła ją wielka, jasna lampa i nie rozpoznała osoby, która się nad nią pochylała. Wszystko było zamazane, rozmyte. Nie czuła bólu, a jedynie ogromne ciepło, które się po jej ciele rozchodziło. Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła nawet poruszyć ustami. Patrzyła na swojego opiekuna i błagała w myślach, by jej piekło się wreszcie skończyło. Zamrugała kilka razy, wydała z siebie zduszony jęk i nie mogła zrobić nic więcej. Dłoń, która głaskała ją po głowie, wcale nie dodawała jej otuchy.
- Spokojnie - szepnął Hidan, widząc, jak jej ciało zaczyna rzucać się w konwulsjach. Próbował przytrzymać ją za ramiona, jednak nic to nie dało. Ból i męki dziewczyny były zbyt silne, by je powstrzymać.
Tsutanai nie do końca wiedziała, co się z nią działo. Czuła kogoś obecność, dotyk, słyszała głos, ale nie potrafiła rozpoznać, że przebywa z nią jej kuzyn. Wszystko było zamazane i zdeformowane, dźwięki raz ciche, raz głośne, wydawały jej się być z innej planety. Poczuła napływającą do ust krew, którą zakrztusiła się. Jej towarzysz lekko uniósł jej głowę i odwrócił na bok, ułatwiając jej wyplucie cieczy.
- Za niedługo przyjdzie medyk - poinformował kuzynkę Hidan, gdy przestała się krztusić. - Pomoże ci. Uśmierzy ból.
Z oczu Tsutanai poleciało kilka łez. Płakała z bólu i bezsilności. W dodatku czuła, że jedną nogą jest już w grobie, z Kitai, a tylko ta pieprzona nieśmiertelność ją od tego dzieliła. Klęła w myślach na Hidana i błagała go jednocześnie, by skończył jej męki raz na zawsze.
Chłopak odwrócił się tyłem do zmasakrowanej dziewczyny. Nie mógł patrzeć na jej cierpienie. Cały się trząsł z nerwów, chodził niespokojnie tam i z powrotem modląc się, by lekarz znalazł się jak najszybciej. Jej cierpienie było dla niego nie do zniesienia.
Gdy drzwi się uchyliły, nadzieja Hidana na przybycie medyka prysła. W progu stanął Deidara, który nie chciał zostawiać przyjaciela samego w tej sytuacji. Podszedł do niego i położył mu dłoń na ramieniu, widząc, w jakim jest stanie. Był bliski załamania. Jeszcze nigdy nie widział tak zrozpaczonego Hidana.
- Będzie dobrze - szepnął blondyn, zerkając jednocześnie na ciało leżące na stole. Wyminął kolegę i stanął nad, o dziwo, przytomną dziewczyną. Fetor krwi wywołał grymas na jego twarzy. Dziewczyna okropnie cuchnęła.
- Widzisz, co z niej zostało. Zanim dojdzie do siebie, wycierpi się jak nigdy.
- Ale przynajmniej przeżyje.
Tsutanai nie zrozumiała niczego z rozmowy mężczyzn. Ich głosy były zbyt niewyraźne i zniekształcone, by mogła wyłapać chociaż jedno słowo.
- Nie powinieneś tu siedzieć - stwierdził Deidara. - Twoja obecność jej nie pomoże, a ty tylko niepotrzebnie na nią patrzysz.
- Nie ruszę się stąd - warknął od razu Hidan. - Nie licz na to.
- Zrozum...
- Pocałuj mnie w dupę - syknął. - Nie wiesz jak to jest, gdy ktoś, na kim ci zależy, właśnie cholernie cierpi, a ty nie możesz nic zrobić!
- Masz rację. Nie wiem jak to jest patrzeć na kuzynkę, która z powodu swojej nieśmiertelności, nie może umrzeć - przyznał Deidara. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i patrzył chłodno na kolegę. - Wiem jednak, jak to jest, gdy na twoich oczach zabijają ci matkę, ojca i brata. Jak podchodzą do ciebie - to mówiąc, zbliżył się do rozmówcy - i śmieją ci się prosto w twarz, a z ich grubych policzków spływają krople krwi twojej rodziny. Jak mówią: "Co taki pięcioletni gówniarz nam zrobi, hę? Niech cierpi, niech nienawidzi, niech spróbuje się zemścić!". Ten obraz doskonale znam. Myślisz, że dlaczego stałem się tym, kim się stałem? Przez moje widzimisię? Każdy ma jakiś powód, by zabijać. Każdy.
Jashinista nic nie odpowiedział, a tylko odwrócił wzrok od przyjaciela. Czuł jego oddech na swoim policzku, jego palące spojrzenie i żal, który z niego wypływał.
- Wiem, jak to jest stracić kogoś bliskiego. Ty masz to szczęście, że ona nie może umrzeć - dodał, po czym wyszedł z sali operacyjnej.
- Pierdolenie - szepnął do siebie, przenosząc wzrok na kuzynkę. Nawet nie mógł sobie wyobrazić, jak ogromne katusze teraz przeżywała. Jednak ani przez chwilę nie przeszło mu przez myśl, by zakończyć jej cierpienie. Pragnął, by żyła. Zasługiwała na to. Była za dobrą osobą, by umrzeć z rąk mordercy. Raz już udało mu się ją uratować. Zrobi to po raz kolejny.
Czekał. Z niecierpliwością czekał, aż drzwi znów się otworzą i zobaczy obcą twarz, osobę z zewnątrz, która okaże się być medykiem. Minęła godzina, dwie, trzy. Tsutanai cierpiała, a on odchodził od zmysłów. Drzwi nawet nie drgnęły.
Gdy usłyszał cichy jęk, podszedł do kuzynki i pogłaskał ją delikatnie po głowie. Odzyskała przytomność i Hidan mógł się tylko domyślać, że ból staje się nie do wytrzymania. Nie chcąc, by cierpiała, uformował trochę chakry nad jej głową, by znów zemdlała. Tylko w ten sposób mógł złagodzić jej ból. Tylko tak mógł jej pomóc.



Staram się... Wychodzi to jak wychodzi, ale naprawdę się staram. Chciałabym, żeby znów wróciła ta regularność, z której kiedyś tak słynęłam. ;D Ale powiem Wam, kochani, że ciężko. Po prostu brak mi czasu i weny. Ostatnio tyle się dzieje w moim życiu... A dzięki temu mam coraz większa ochotę pisać. Także może będzie lepiej. :)
Pozdrawiam Misie i dziękuję, że ktoś tu jeszcze jest. <3

2 komentarze:

  1. Cudnie , że pojawił się nowy rozdział i , że Ci wena wraca.Potwornie została Tsutanai zmaltretowana jeśli była się w stanie przeciwstawiać żądaniom Uchihy do końca tortur(bo na to wyglądało ale ze względu na perfekcjonizm Uchihy nie mogę być tego pewna) to ja ją podziwiam.Bezsensowna była złość Hidana na Uchihę za to co zrobił jego kuzynce-według mnie Itachi jest typem dla którego ,,rozkaz to rozkaz,, oraz będąc osobą spokojną i opanowaną nie miesza do jego wykonywania emocji.Dziwne było stwierdzenie o Sasuke- Itachi nigdy nie powiedział , że jego brat jest silny(wyjatek od tego był ale dla mnie niespecjalnie zmienił sposób myślenia Itachiego). Pięknie została ukazana troska Hidana o kuzynkę.Deidara i zemsta-to trochę dziwne ale innowacyjne.
    Do (oby szybkiego) następnego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział bardzo mi się podobał, ale żal mi Tsutanai i mam nadzieję, że szybko znajdą tego medyka. Hidan jest taki... uroczy, gdy się o kogoś martwi.
    Mi też słowa Itacha wydały się dziwne.

    Życzę dużo weny i czasu.

    OdpowiedzUsuń