Paul w filmie 21 gramów
Przez
kilka kolejnych dni Tsutanai nie mogła znaleźć sobie miejsca w nowym miejscu. Unikała swoich współlokatorów jak
ognia, przez co najczęściej aktywna była nocą, a w ciągu dnia, wykorzystując
pusty pokój, spała. Taka sytuacja bardzo jej odpowiadała. Nie musiała spędzać
czasu z pozostałymi więźniami, na co wcale ochoty nie miała, a nocna cisza
koiła jej zszargane nerwy.
Fukyuu próbowała się wydostać dwoma sposobami, ale jak na
złość, żaden nie zadziałał. Jednej nocy chciała po prostu otworzyć drzwi lub
okno, ale niewidzialna bariera tylko ją poparzyła. Innym razem próbowała się
teleportować, ale nie mogła uwolnić wystarczająco dużo chakry i zemdlała z bólu
głowy. Przez kolejne godziny chodziła wtedy obolała i zamroczona, klnąc pod
nosem na Akatsuki. Naprawdę nie chciała być wśród członków tej organizacji.
Ku jej niezadowoleniu, pewnego zimowego popołudnia została
brutalnie zbudzona przez głośne trzaśnięcie drzwi. Podniosła się ze strachem z
łóżka i, nieco zaspana, utkwiła wzrok w rudowłosym mężczyźnie. Po płaszczu w
chmurki poznała, że nie był więźniem Brzasku, a jego członkiem. Był wysoki i
masywny, co wywołało u Tsutanai kurcz żołądka. Jego dumne, szare oczy patrzyły
na nią z pogardą i dziewczyna miała wrażenie, że to nic dobrego nie wróży.
Obawiała się, że nadszedł czas tortur.
- Zbieraj się - powiedział. Jego głos był niski i męski.
Wypowiedział to słowo z taką władzą, że nie sposób było się sprzeciwić.
Dziewczyna posłusznie wstała, zabrała z łóżka swój płaszcz, ubrała buty i
pozwoliła rudowłosemu na wyprowadzenie siebie z budynku oraz na założenie
małego urządzenia, które miało nie pozwolić na wytworzenie jej chakry.
Po drodze dokładnie mu się przyjrzała. Na oko miał około
trzydziestu lat. Jego poważną, już z lekkimi zmarszczkami twarz, zdobiły
kolczyki, które według Tsutanai nadawały mu charakteru. Wysoce prawdopodobne,
że bez nich wyglądałby młodziej. Ciągle miał ściągnięte brwi a usta zaciśnięte
w wąską linię. Sprawiał wrażenie kogoś, kogo do czegoś przymuszano.
- Dokąd idziemy? - spytała, ówcześnie odchrząkając. Mężczyzna
otaksował ją srogim spojrzeniem, zatrzymując się na zewnątrz.
Chłód natychmiastowo uderzył w zakryte tylko swetrem ramiona
Tsutanai. Nie miała jednak odwagi, by zarzucić na siebie trzymany w rękach
płaszcz. Gdy się zatrzęsła z zimna, mężczyzna znów przejechał po niej
spojrzeniem, po czym uśmiechnął się z kpiną.
- Do naszej organizacji - odparł, akcentując drugie słowo.
Fukyuu poczuła na plecach nieprzyjemny dreszcz.
- Po co? - spytała hardo. Nie chciała być traktowana jak
śmieć.
Rudowłosy nie odpowiedział jej jednak, a tylko skierował się
do drzwi i je otworzył.
Fukyuu spojrzała w bok, później na mężczyznę i szybko
zorientowała się, że nie ma szans na ucieczkę. Tym bardziej, że miała na sobie
urządzenie kontrolujące jej chakrę. Chcąc nie chcąc, podeszła do członka
Akatsuki.
- A więc? - spytała, przepuszczona w drzwiach przez
rudowłosego. Obojętnie rozejrzała się po wnętrzu, urządzonym w brązowo-złotych
barwach, po czym skierowała wzrok na wyraźnie poirytowanego przestępcę.
Zmierzył ją zimnym spojrzeniem i bez słowa poszedł w jeden z korytarzy.
Najwyraźniej nie dane jej było dowiedzieć się, czemu ją przenoszą.
Po drodze do nowego lokum Fukyuu, minęli nieznanego
dziewczynie blondwłosego chłopaka. Deidara skinął do rudowłosego głową,
zmierzył spojrzeniem Tsutanai i nic nie mówiąc, zniknął gdzieś w holu.
- Tu będziesz teraz spać - zakomunikował mężczyzna, doprowadziwszy
ją do pokoju. Znów szarmancko otworzył przed nią drzwi i już mniej kulturalnie
wepchnął ją do środka pomieszczenia. Nie było ono puste.
Na łóżku po lewej stronie siedziała brunetka i z
zaciekawieniem wpatrywała się w nową współlokatorkę. Była szczupła i raczej
niewysoka. Tsutanai przeszło przez pomyśl, że to jeszcze dziecko. W dodatku jej
oczy patrzyły na Fukyuu tak ufnie, co poniekąd potwierdzało pierwszą myśl
białowłosej.
Po prawej stronie na łóżku znajdował się chłopak, który
przypatrywał jej się badawczym wzrokiem. Był wysokim szatynem o brązowych
włosach, a jego sylwetka teraz pochylona była w stronę nowej dziewczyny.
Intensywnie nad czymś myślał, co białowłosa od razu zauważyła, po czym
uśmiechnął się, wstał i rozpostarł przed nią ramiona.
- Wiedziałem, że cię znam! - powiedział radośnie. Myśl, że
nie musi już spędzać całego swojego czasu tylko z Oroką bardzo podniosła go na
duchu. - Tsutanai!
Dziewczyna odsunęła się od chłopaka, gdy ten chciał ją po
przyjacielsku objąć. Popatrzyła na niego nieufnie, kompletnie nie kojarząc jego
twarzy. Sasuga dość szybko zdał sobie z tego sprawę.
- Jakieś pięć lat temu moi rodzice przygarnęli cię do naszej
szopy, pamiętasz? Byłem wtedy jeszcze gówniarzem i - zaśmiał się - zakochałem
się w tobie. Wiedziałem, że nigdy cię nie zapomnę! Tylko, cholera, nie mogłem
sobie od razu przypomnieć, gdy zobaczyliśmy cię wtedy w tej wiosce, wiesz, skąd
cię znam - mówił jak najęty.
Tsutanai zmrużyła lekko oczy. Być może było w tym coś z
prawdy, niemniej jednak nie kojarzyła tych faktów.
- Ale nie byłaś wtedy sama - zauważył Sasuga. -
Gdzie Kitai?
Białowłosa rozchyliła lekko usta, sparaliżowana nagłym,
nieprzyjemnym dreszczem rozchodzącym się po jej ciele. Zszokowany wzrok utkwiła
w Sasudze i przez dłuższą chwilę milczała.
- Nie żyje - odparła w końcu zachrypniętym głosem.
- Ou - mruknął pod nosem Genjuu. - Przykro mi.
Fukyuu nic nie odpowiedziała, a tylko usiadła na łóżku pod
oknem. Bez słowa zaczęła zdejmować buty i niezwykle się na tym skupiła. Dopiero
szturchnięcie w ramię uświadomiło jej, że druga dziewczyna coś do niej mówiła.
- Jestem Oroka - przedstawiła się i z uśmiechem na ustach
wyciągnęła do niej rękę. - Nie wiem, kim była Kitai, ale przykro mi, że nie
żyje. Musiała być dla ciebie ważną osobą, co?
- Nie twoja sprawa - syknęła zdenerwowana Tsutanai.
Dziewczynie aż zahuczało w głowie z przypływu
niespodziewanych emocji. Zrobiło jej się ciemno przed oczami, ale nim zemdlała,
zdążyła odchylić głowę do tyłu i zapanować nad swoim organizmem.
W tym momencie zaczęła jeszcze bardziej nienawidzić swojego
życia. Przez ostatnie cztery lata żyła samotnie i nikt nie pytał się, kim była
Kitai, ba!, nikt o niej nawet nie wiedział! A teraz całkiem obce osoby
składają jej kondolencje? Po tylu latach?! Po co rozdrapywać stare rany? Po co
współczuć komuś, kogo się nawet nie zna? Dla dziewczyny było to niedorzeczne.
- Przepraszam, nie chciałam cię rozgniewać - powiedziała
Oroka.
- Lepiej już nic nie mów - zwrócił się do niej Sasuga,
obserwując Tsutanai. Patrzyła na buty i, nieświadomie, mocno zaciskała dłonie w
piąstki. Domyślał się, jak ciężki jest to dla niej temat do rozmowy.
Po niezręcznej chwili ciszy, w której Tsutanai zdążyła usiąść
po turecku na łóżku i obrzucić przelotnym spojrzeniem pokój, Sasuga postanowił
się odezwać:
- A więc? Jak cię dorwali?
Fukyuu popatrzyła na chłopaka i nie wiedziała, po jaką
cholerę się odezwał. Prowadzenie z nim rozmowy wcale jej się nie uśmiechało.
- Kruk nagle stał się człowiekiem - wyjaśniła, a zdziwienie
na twarzach współlokatorów nakazało jej kontynuować. - Jeden z nich zmienił się
w ptaka, wyśledził mnie i szybko zmienił się z powrotem w człowieka. Nim
zdążyłam uciec, złapał mnie i zablokował mi chakrę.
- Który? - spytał Sasuga. Był ciekawy zdolności członków
Akatsuki.
- Średniego wzrostu, czarne włosy, ciemne oczy - wyrecytowała
Tsutanai. Dostrzegła, że Sasuga ma na nadgarstku to samo urządzenie, co ona,
natomiast Oroki tak nie oznakowali. Nie interesowało jej jednak, czemu. Być
może nie stanowiła ona zagrożenia.
- Ten sam zwerbował mnie - przyznał chłopak. - Uchiha
Itachi.
Białowłosa nie odpowiedziała, bo wcale jej to nie
interesowało. Jej współlokatorzy dostrzegli to i na resztę wieczoru się do niej
nie odzywali.
W parę dni później, gdy Tsutanai wraz z Sasugą szła akurat do
kuchni, wydarzyło się coś, co przeraziło dziewczynę jeszcze bardziej. Gdy
weszła do pomieszczenia, dostrzegła siedzącego tyłem do wejścia chłopaka. Był
pochylony nad talerzem, nieco zgarbiony, a jego siwe włosy były zaczesane do
tyłu i niesamowicie przypominały Fukyuu mężczyznę, którego nienawidziła z
całego serca. Zatrzymała się, a chwilę później przystanął również Sasuga, nie
odrywając wzroku od przerażonej koleżanki. Patrzyła przed siebie i nie była w
stanie się ruszyć.
- Tsutanai? - odezwał się Genjuu. - Wszystko w porządku?
Jego pytanie spowodowało odwrócenie się siedzącego przy stole
mężczyzny. Fukyuu dokładnie widziała, jak jego obojętny wzrok, zatrzymawszy się
na niej, stał się równie przestraszony, co jej. Zauważyła rozchylające się usta
chłopaka i to, jak blednie. Dostrzegła szok na jego twarzy. Nie domyśliła się,
że wygląda tak samo.
- Tsu - szepnął Hidan i wstał z krzesła. Spojrzał w
nienawistne oczy kuzynki i poczuł piekielny ból w sercu. Nie znosiła go.
Gardziła nim i miała mu za złe, że się tutaj znalazła. Był tego pewien.
Dziewczyna jednak dość szybko zareagowała na podnoszącego się
Jashinistę. Postąpiła krok w tył, a następnie odwróciła się i wybiegła z pomieszczenia.
Spotkanie Hidana było najgorszym, co mogło jej się w tym momencie przytrafić.
Tak przynajmniej myślała.
- Twoje zadanie nie będzie trudne - powiedział lider. Stał
wyprostowany i z góry patrzył na drobniejszą od siebie brunetkę, która wykazywała
zainteresowanie jego osobą. Pein stał się dla niej jak dobry wujek, a
przynajmniej tak wmówiła sobie Seishi, który był dla niej autorytetem. Fakt, że
miała spędzić z nim kilka dni poza organizacją, sprawiał jej niemało radości. -
Zabiorę cię do dużego zwierzaka i musisz go wyczuć. Chcę, abyśmy dzięki tobie
dowiedzieli się o nim kilku rzeczy, by później nie robił problemów i poszedł z
nami. Rozumiesz, Oroko?
- Oczywiście - odrzekła. - Ale to może być trudne. One są
potulne, ale nie lubią się podporządkowywać.
- A więc musisz się wyjątkowo postarać.
Pein uśmiechnął się do niej najcieplej jak potrafił, choć
uśmiech ten bardziej przypominał grymas. Nie przywykł do bycia miłym, a już na
pewno nie dla swoich więźniów.
Oroka skinęła głową, lekko zdenerwowana. Wiedziała, że te
wielkie zwierzątka potrafią być niebezpieczne, a wcale nie chciała ginąć pod
ich ostrymi pazurami lub by jej ciało rozkładało się w ich żołądku.
- Musi mi pan dać przynajmniej jeden dzień do oswojenia się z
nim. Sama muszę go poznać i wiedzieć, jak się zachować. Rozmowa z nimi wcale
nie jest łatwa.
- Nie będziesz z nim rozmawiać - mruknął. - Musisz po prostu
dowiedzieć się, jaki on jest i czy będzie robił duże problemy podczas próby
oswojenia go. - Fuuma podszedł do dziewczyny i usiłował się uśmiechnąć. - A
potem być może pozwolę ci zobaczyć się z jednym z naszych zwierzaków.
Policzki dziewczyny mimowolnie nabrały intensywnego odcienia
różu. Bliskość chłopaka mocno ją onieśmielała.
- Zrobię wszystko, żeby nic ci się nie stało. Jesteś dla mnie
zbyt cenna, Oroko. - Ton głosu Peina sprawiał, że dziewczyna zaczynała się w
nim zakochiwać. Fuuma umyślnie ją uwodził, zdając sobie sprawę nie tylko ze
swojej atrakcyjności, ale i z naiwności Seishi. Wiedział, że jeśli go pokocha,
zrobi dla niego wszystko. Dzięki niej zdobędzie wszystkie ogoniaste bestie bez
większego wysiłku, a potem najzwyczajniej w świecie się jej pozbędzie. - Dam ci
tyle czasu, ile tylko potrzebujesz. A teraz spakuj najpotrzebniejsze rzeczy.
Zadbaj o to, by były ciepłe. Zima w tym roku nieźle daje w kość.
Oroka, zafascynowana Peinem, weszła do pokoju rozanielona.
Podeszła do małej komody, w której trzymała ciuchy od Konan, jedynej członkini
Akatsuki. Narzuciła na siebie ciepły sweter, wyjęła spod łóżka buty i zaczęła
je sznurować. Nieumyślnie ignorowała też wzrok Sasugi.
- Wybierasz się gdzieś? - spytał, niemało zdenerwowany.
- Z panem Peinem idziemy gdzieś na kilka dni. Chce, żebym
poznała jakieś zwierzątko i przekonała je, że tutaj będzie mu lepiej -
odpowiedziała i posłała chłopakowi ciepły uśmiech. Kątem oka dostrzegła, że
Tsutanai wciąż leży nieruchomo w łóżku, już od dobrych trzech dni. - Opiekuj
się nią.
Sasuga nic nie odpowiedział. Oboje z Oroką próbowali w
jakikolwiek sposób porozumieć się z Fukyuu, ale ona zamknęła się w sobie. Nie
chciała jeść, wstawała od czasu do czasu i do nikogo nic nie mówiła.
Genjuu długo zastanawiał się nad tym, co wtedy zobaczył w
kuchni. Niejednokrotnie analizował tę sytuację i doszedł do jednego, prostego
wniosku: chłopak siedzący wtedy przy stole musiał ją niegdyś mocno skrzywdzić.
- Uważaj na siebie - rzucił do wychodzącej Oroki i znów przeniósł
zmartwiony wzrok na białowłosą.
O-Bo-że... TAK, tak ,tak, tak, tak ,tak, tak ,tak, TAK!!! Nawet jeśli ta notka nie zwiastuje twojego powrotu to jestem zachwycona, strasznie tęskniłam za twoim stylem czytania, ahh. Życzę powodzenia, a właściwie, mam nadzieje, że poszło dobrze xD Nie mam pojęcia kiedy są/były matury :D
OdpowiedzUsuńTak, przyznaje. Jestem gimbusem i dobrze mi z tym :pp
O weno droga wracaj do Kushinki, ludzie czekają *_*
Boże, twoim stylem pisania* miało być, nie wiem o czym ja myślałam :D
UsuńW końcu znalazłam kilka minut i zajrzałam na Twojego bloga z nadzieją, że coś się tu pojawiło. Rozdział fajny, martwi mnie jedynie zachowanie Tsutanai.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wena szybko do Ciebie wróci.
Pozdrawiam :)