(Tutaj: za Akatsuki)
Horacy
- Kakuzu nie żyje?
Pytanie to odbiło się echem od pustych
ścian organizacji Akatsuki. Członkowie Brzasku, zebrani w ichnym salonie, który
był nad wyraz skromnie urządzony, milczeli, tępo wpatrując się w rudowłosego
mężczyznę o srogim wyrazie twarzy.
- Nie wiem jak to się stało,
liderze.
Siwowłosy mężczyzna był wyraźnie
zdenerwowany. Chodził po pomieszczeniu, co rusz łapał się za głowę i
zatrzymywał, patrząc na rozmówcę, po czym znów zaczynał się przechadzać.
Całkowicie ignorował pozostałych członków Akatsuki, którzy wpatrywali się to w
niego, to w lidera.
- Taka sytuacja nie może się dłużej
utrzymywać! Straciliśmy już dwóch ludzi, Brzask się przerzedza, a Wioski
urządzają spiski i sojusze!
Rudowłosy wstał z krzesła i przyłożył
sobie palce do skroni, po obu stronach głowy. Musiał się uspokoić. Zdenerwowany
nie myślał racjonalnie.
- Liderze, przysięgam na Jashina, że nic
nie mogłem na to poradzić! Ci smarkacze z Konohy pojawili się znikąd, mieli
dokładnie opracowany plan i gdybym im nie uciekł, sam bym...
- Zginął? - prychnął lider, piorunując
rozmówcę wzrokiem. - Nieważne, stało się. Póki co, Deidara będzie twoim
partnerem.
Siwowłosy spojrzał na blondyna o
niebieskich oczach. Obaj skinęli do siebie porozumiewawczo głowami.
- Co teraz? - spytał mężczyzna o ciemnych
jak noc oczach i tego samego koloru włosach. Skórę miał bladą, twarz poważną,
sylwetkę masywną, aczkolwiek nie przesadzoną. Mroził krew w żyłach innym
członkom organizacji.
- Wywołamy nacjom wojnę. A do wojny
potrzebujemy ludzi. Dużo ludzi.
Kobieta o niedługich, niebieskich włosach
szybkim krokiem zmierzała przez przygnębiająco ciemny i pusty korytarz. Miała
na sobie czarny płaszcz w złowieszczo niewinnie wyglądające czerwone chmurki,
który rozpięty, delikatnie się za nią unosił. Jej twarz była jak maska, która
kryła wszelkie uczucia, w jej oczach malował się chłód, a z samej postawy ciała
można było wywnioskować, że jest pewną siebie osobą.
Zatrzymała się przed drzwiami,
znajdującymi się na końcu korytarza, i zapukała w nie. Głos lidera ze środka
nakazał jej wejść.
- Hidan i Deidara wyruszyli -
poinformowała rudowłosego mężczyznę. Skinął do niej głową i wskazał krzesło
przed sobą.
Pomieszczenie to było po brzegi wypełnione
szafami na książki, zwoje, segregatory i różnego rodzaju papiery. Jedynym
światłem okazała się być lampa zawieszona u sufitu, która mocno dawała o sobie
znać. Lider Brzasku siedział za sporym biurkiem, na którym znajdował się kubek
z długopisami, szklanka z wodą i parę zapisanych kartek. Teraz patrzył na
kobietę, marszcząc lekko brwi i czekał, aż znów się odezwie.
- Tobi wyruszy jak tylko wróci
Zetsu.
- A Itachi i Kisame? - spytał lider,
prostując się na krześle.
- Uchiha dostał gorączki i nie jest w
stanie gdziekolwiek iść. Hoshigaki robi wszystko, by ją zbić i wyleczyć
Itachiego, ale przypuszczam, że najwcześniej za trzy dni będą mogli opuścić
Akatsuki.
- Rozumiem. - Mężczyzna pokiwał głową. -
Zaraz do niego zajrzę. A ty, Konan, pakuj się. Wieczorem idziemy do Kiri i
zostaniemy tam na parę dni. Ludzie zaczynają się buntować i dochodzi do
zamieszek.
- Dobrze.
Kobieta wstała i wyszła, a lider chwycił
za długopis. Nim zaczął pisać, okręcił go kilka razy między palcami.
„Orochimaru,
doceniam
Twoje starania związane z chęcią posiadania mocy klanu Uchiha, jednakże wysyłam
ostrzeżenie: zaatakuj powtórnie Itachiego lub kogokolwiek z Brzasku, a zemścimy
się.
Akatsuki”
Rudowłosy zgiął kartkę na pół, a później
włożył ją do koperty, podpisując imieniem adresata. List pozostawił na biurku a
sam wyszedł ze swojego gabinetu i spokojnie poszedł do pokoju Itachiego. Wszedł
do pomieszczenia bez zapukania, w końcu była to jego organizacja, i uważnie
zmierzył dwóch mężczyzn wzrokiem.
Uchiha leżał na łóżku, był blady, miał
podkrążone oczy i uchylone, spierzchnięte usta. Wstrząsały nim lekkie dreszcze,
pomimo szczelnego okrycia kołdrą i kocem. Kisame położył mu na czole mokry
ręcznik i próbował zbić wysoką gorączkę. Na stoliku obok łóżka stał kubek z
wrzącym napojem i kilka buteleczek, najwyraźniej zabranych z pokoju Sasoriego.
Były to lekarstwa, których Akasuna najczęściej używał, jak ktoś z Brzasku
chorował.
Opiekun Uchihy, Kisame, siedział na
krześle przy łóżku i obserwował partnera. Gdy lider wszedł do pokoju, skierował
na niego zmęczone spojrzenie, po czym odruchowo się wyprostował.
- Co z nim?
- Ma wysoką gorączkę i dreszcze. Próbuję
mu jakoś pomóc, ale nie jestem medykiem. A to jedyne, co znalazłem w pokoju
Sasoriego, co było opisane. - Wskazał na stolik i wziął jedną z buteleczek do
ręki.
- Jeśli jego stan się nie poprawi w
przeciągu pięciu godzin, daj znać. Załatwię medyka - rozkazał lider, a
Hoshigaki kiwnął głową na potwierdzenie, że zrozumiał. - Za żadne skarby nie
pozwól mu umrzeć, jasne?
- Nie jest aż tak źle, liderze -
powiedział z lekką obawą w głosie Kisame. Twarz, która przypominała nieco
rekina, była wyraźnie napięta. Zacisnął usta w wąską linię i wpatrywał się w
partnera swoimi rybimi oczami.
- Mam nadzieję.
Fuuma wyszedł z pokoju Uchihy i wrócił do
swojego gabinetu po kopertę, zaadresowaną do Orochimaru. Z listem w ręce
wstąpił do królestwa Tobiego, chłopca z pomarańczową maską na twarzy, o
krótkich, czarnych włosach, który był dziecinny i głupi na pierwszy rzut oka, a
który skrywał pewien sekret tak, jak zakrywał swoje usta, nos czy oczy.
- Przechodzicie przez Dźwięk. Przy okazji
podrzucisz to komuś - rozkazał lider i podał Tobiemu kopertę. - Upewnij się, że
dostał to do rąk własnych.
- Tak jest - odpowiedział mu chłopak i
schował list za poły płaszcza, który wisiał na krześle. - Przy okazji, Nagato,
w jaki sposób chcesz przekonać naszych więźniów, by dla nas walczyli?
- To akurat nie będzie trudne, Madara -
odparł rudowłosy i zamknął za sobą drzwi pokoju. - Ludzie chcą żyć. Za walkę
obiecam im, że ich nie zabiję. A znajdą się setki głupców, którzy nie znają
słowa "honor".
- Co, jeśli nas zaatakują? - podchwycił
Madara. - Shinobi Pięciu Krajów będą w stanie im pomóc, a wtedy będziemy mieć
do czynienia z kolejnymi wrogami.
- Nie, jeśli nasza armia będzie w
niewielkim stopniu zahipnotyzowana - zauważył lider. - A ty potrafisz
wprowadzać w iluzję, mam rację?
Tobi uśmiechnął się pod maską i grzecznie
otworzył liderowi drzwi. Fuuma, wpierw lekko zmrużył oczy, później jednak
posłusznie wyszedł na korytarz.
- Plan dobry, Nagato - powiedział jeszcze
Madara. - Obyś się jednak nie przeliczył. Zamiast atakować Kage, powinieneś
schwytać Kyuubiego. Tylko ta przeklęta bestia nam została.
- Dziewięcioogoniasty jest teraz
najbardziej strzeżoną osobą na świecie - przypomniał mu lider. - Chcąc nie
chcąc, musimy wpierw zabić jego obrońców.
- Albo wywabić liska z z domu - podsunął z
perfidnym uśmiechem Madara. Pytający wzrok Peina kazał mu kontynuować.
Ten jednak, nim zaczął mówić, skierował się do gabinetu lidera. Fuuma nie
odstępował go na krok.
- Naruto, w którym zapieczętowany jest
Kyuubi, jest tak sam porywczy jak jego matka. A Kushinę znałem osobiście. Wiem,
że nic nie zatrzymałoby jej, gdyby w grę wchodziło życie jej przyjaciół.
- Chcesz wziąć Konoszanów za zakładników?
- spytał Pein, gdy znajdowali się w jego lokum.
- Nie, Nagato. - Madara sięgnął na jedną z
półek i wyciągnął z niej dużą mapę, którą rozłożył na podłodze. - Chcę odnaleźć
Sasuke i obwieścić całemu światu, że młody Uchiha jest w naszym posiadaniu. To
jego mam zamiar porwać. A później damy Uzumakiemu wybór: albo on się poświęca,
albo Sasuke ginie.
- Kyuubi będzie walczyć - zauważył lider
Akatsuki. - Jak chcesz...
- No właśnie - przerwał mu Madara. - A zły
Naruto, to Naruto nie panujący nad sobą. W trójkę, ja, Itachi i ty, pokonamy go
w mgnieniu oka.
- Hokage nie pozwoli mu opuścić
Konohy.
- A on się jej nie posłucha. Uzumaki to
głupi dzieciak, który chce uratować Sasuke za wszelką cenę. Nawet jeśli
przybędzie z nim mnóstwo oddziałów, lisek będzie na wyciągnięcie ręki.
Pein przymrużył lekko oczy, dokładnie
analizując w myślach słowa Madary. Jego plan również był dobry, nad wyraz mądry
i, no cóż, przemyślany pod wieloma kątami, jednakże Fuuma jakoś tego nie
widział. Nie chciało mu się wierzyć, że Tsunade pozwoli Uzumakiemu opuścić
wioskę. Kyuubi nie pokona całej Konohy by bronić Sasuke. A lider Brzasku
doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli będzie trzeba, Hokage uwięzi
Naruto.
- W takim razie idziecie do Dźwięku, a
potem razem z Zetsu szukacie Sasuke - rozkazał Pein. - Gdy będziecie wiedzieć,
gdzie jest, skontaktuj się ze mną. Przyślę wsparcie.
- Ta, młody Uchiha z pewnością będzie
stawiał opór.
- Chyba, że obiecamy mu zaprowadzić go do
Itachiego, którego szuka - zastanawiał się na głos Fuuma.
- Co swoją drogą będzie prawdą.
Madara popatrzył uważnie na mapę i wskazał
na okolice Wioski Dźwięku.
- Sasuke musi kryć się gdzieś tutaj.
Jeszcze przed paroma tygodniami szkolił się u Orochimaru a teraz od niego
odszedł, nie zabijając go, niestety. Nie przypuszczam, by zdrajca Konohy kręcił
się w okolicach większych wiosek - zauważył czarnowłosy i przejechał ręką po
Pięciu Krajach.
- Zetsu nie będzie miał problemu z
odnalezieniem go.
Madara skinął głową i zwinął mapę, po czym
odłożył ją na miejsce.
- Jak Zetsu wróci, wyruszymy - powiedział
jeszcze, po czym zostawił lidera samego w gabinecie.
Nieeeeee!!!! Itachi ma przeżyć!! dlaczego robisz to mnie i swoim czytelnikom po raz wtórny QAQ Wystarczy,z e w mandzie i anieme go już zabili... DWA RAZY!! D:
OdpowiedzUsuńAle notka zajebiszta, chociaż mam pewne ale co do Tobiego... w mandze już dawno jest powiedziane kim tak naprawdę jest Tobi i to nie Madara, no ale każdy pisze jak lubi :3
Ohayo.
OdpowiedzUsuńA więc. Nareszcie jakieś dobre opowiadanie o Akatsuki. Rzygam już przesłodzonymi notkami o tej organizacji...
Rozumiem, że wymiennie używasz imion Madara=Tobi i Nagato=Pain. Okej, twój blog, twoja sprawa. Trochę błędów interpunkcyjnych, ale na szczęście 0 ortigrafów :3
"Pytanie to odbiło się echem od pustych ścian organizacji Akatsuki." - bardziej od pustych ścian budynku. To zdanie jakoś rzuciło mi się w oczy.
Ogólnie bardzo podoba mi się twój blog :P