29 sierpnia 2012

1. Słodko i zaszczytnie jest umrzeć za ojczyznę.

(Tutaj: za Akatsuki) 
Horacy 



- Kakuzu nie żyje? 
Pytanie to odbiło się echem od pustych ścian organizacji Akatsuki. Członkowie Brzasku, zebrani w ichnym salonie, który był nad wyraz skromnie urządzony, milczeli, tępo wpatrując się w rudowłosego mężczyznę o srogim wyrazie twarzy. 
- Nie wiem jak to się stało, liderze. 
Siwowłosy mężczyzna był wyraźnie zdenerwowany. Chodził po pomieszczeniu, co rusz łapał się za głowę i zatrzymywał, patrząc na rozmówcę, po czym znów zaczynał się przechadzać. Całkowicie ignorował pozostałych członków Akatsuki, którzy wpatrywali się to w niego, to w lidera. 
- Taka sytuacja nie może się dłużej utrzymywać! Straciliśmy już dwóch ludzi, Brzask się przerzedza, a Wioski urządzają spiski i sojusze! 
Rudowłosy wstał z krzesła i przyłożył sobie palce do skroni, po obu stronach głowy. Musiał się uspokoić. Zdenerwowany nie myślał racjonalnie. 
- Liderze, przysięgam na Jashina, że nic nie mogłem na to poradzić! Ci smarkacze z Konohy pojawili się znikąd, mieli dokładnie opracowany plan i gdybym im nie uciekł, sam bym... 
- Zginął? - prychnął lider, piorunując rozmówcę wzrokiem. - Nieważne, stało się. Póki co, Deidara będzie twoim partnerem. 
Siwowłosy spojrzał na blondyna o niebieskich oczach. Obaj skinęli do siebie porozumiewawczo głowami. 
- Co teraz? - spytał mężczyzna o ciemnych jak noc oczach i tego samego koloru włosach. Skórę miał bladą, twarz poważną, sylwetkę masywną, aczkolwiek nie przesadzoną. Mroził krew w żyłach innym członkom organizacji. 
- Wywołamy nacjom wojnę. A do wojny potrzebujemy ludzi. Dużo ludzi. 

Kobieta o niedługich, niebieskich włosach szybkim krokiem zmierzała przez przygnębiająco ciemny i pusty korytarz. Miała na sobie czarny płaszcz w złowieszczo niewinnie wyglądające czerwone chmurki, który rozpięty, delikatnie się za nią unosił. Jej twarz była jak maska, która kryła wszelkie uczucia, w jej oczach malował się chłód, a z samej postawy ciała można było wywnioskować, że jest pewną siebie osobą. 
Zatrzymała się przed drzwiami, znajdującymi się na końcu korytarza, i zapukała w nie. Głos lidera ze środka nakazał jej wejść. 
- Hidan i Deidara wyruszyli - poinformowała rudowłosego mężczyznę. Skinął do niej głową i wskazał krzesło przed sobą. 
Pomieszczenie to było po brzegi wypełnione szafami na książki, zwoje, segregatory i różnego rodzaju papiery. Jedynym światłem okazała się być lampa zawieszona u sufitu, która mocno dawała o sobie znać. Lider Brzasku siedział za sporym biurkiem, na którym znajdował się kubek z długopisami, szklanka z wodą i parę zapisanych kartek. Teraz patrzył na kobietę, marszcząc lekko brwi i czekał, aż znów się odezwie. 
- Tobi wyruszy jak tylko wróci Zetsu. 
- A Itachi i Kisame? - spytał lider, prostując się na krześle. 
- Uchiha dostał gorączki i nie jest w stanie gdziekolwiek iść. Hoshigaki robi wszystko, by ją zbić i wyleczyć Itachiego, ale przypuszczam, że najwcześniej za trzy dni będą mogli opuścić Akatsuki. 
- Rozumiem. - Mężczyzna pokiwał głową. - Zaraz do niego zajrzę. A ty, Konan, pakuj się. Wieczorem idziemy do Kiri i zostaniemy tam na parę dni. Ludzie zaczynają się buntować i dochodzi do zamieszek. 
- Dobrze. 
Kobieta wstała i wyszła, a lider chwycił za długopis. Nim zaczął pisać, okręcił go kilka razy między palcami. 


„Orochimaru, 

doceniam Twoje starania związane z chęcią posiadania mocy klanu Uchiha, jednakże wysyłam ostrzeżenie: zaatakuj powtórnie Itachiego lub kogokolwiek z Brzasku, a zemścimy się. 

Akatsuki” 

Rudowłosy zgiął kartkę na pół, a później włożył ją do koperty, podpisując imieniem adresata. List pozostawił na biurku a sam wyszedł ze swojego gabinetu i spokojnie poszedł do pokoju Itachiego. Wszedł do pomieszczenia bez zapukania, w końcu była to jego organizacja, i uważnie zmierzył dwóch mężczyzn wzrokiem. 
Uchiha leżał na łóżku, był blady, miał podkrążone oczy i uchylone, spierzchnięte usta. Wstrząsały nim lekkie dreszcze, pomimo szczelnego okrycia kołdrą i kocem. Kisame położył mu na czole mokry ręcznik i próbował zbić wysoką gorączkę. Na stoliku obok łóżka stał kubek z wrzącym napojem i kilka buteleczek, najwyraźniej zabranych z pokoju Sasoriego. Były to lekarstwa, których Akasuna najczęściej używał, jak ktoś z Brzasku chorował. 
Opiekun Uchihy, Kisame, siedział na krześle przy łóżku i obserwował partnera. Gdy lider wszedł do pokoju, skierował na niego zmęczone spojrzenie, po czym odruchowo się wyprostował. 
- Co z nim? 
- Ma wysoką gorączkę i dreszcze. Próbuję mu jakoś pomóc, ale nie jestem medykiem. A to jedyne, co znalazłem w pokoju Sasoriego, co było opisane. - Wskazał na stolik i wziął jedną z buteleczek do ręki. 
- Jeśli jego stan się nie poprawi w przeciągu pięciu godzin, daj znać. Załatwię medyka - rozkazał lider, a Hoshigaki kiwnął głową na potwierdzenie, że zrozumiał. - Za żadne skarby nie pozwól mu umrzeć, jasne? 
- Nie jest aż tak źle, liderze - powiedział z lekką obawą w głosie Kisame. Twarz, która przypominała nieco rekina, była wyraźnie napięta. Zacisnął usta w wąską linię i wpatrywał się w partnera swoimi rybimi oczami. 
- Mam nadzieję. 
Fuuma wyszedł z pokoju Uchihy i wrócił do swojego gabinetu po kopertę, zaadresowaną do Orochimaru. Z listem w ręce wstąpił do królestwa Tobiego, chłopca z pomarańczową maską na twarzy, o krótkich, czarnych włosach, który był dziecinny i głupi na pierwszy rzut oka, a który skrywał pewien sekret tak, jak zakrywał swoje usta, nos czy oczy. 
- Przechodzicie przez Dźwięk. Przy okazji podrzucisz to komuś - rozkazał lider i podał Tobiemu kopertę. - Upewnij się, że dostał to do rąk własnych. 
- Tak jest - odpowiedział mu chłopak i schował list za poły płaszcza, który wisiał na krześle. - Przy okazji, Nagato, w jaki sposób chcesz przekonać naszych więźniów, by dla nas walczyli? 
- To akurat nie będzie trudne, Madara - odparł rudowłosy i zamknął za sobą drzwi pokoju. - Ludzie chcą żyć. Za walkę obiecam im, że ich nie zabiję. A znajdą się setki głupców, którzy nie znają słowa "honor". 
- Co, jeśli nas zaatakują? - podchwycił Madara. - Shinobi Pięciu Krajów będą w stanie im pomóc, a wtedy będziemy mieć do czynienia z kolejnymi wrogami. 
- Nie, jeśli nasza armia będzie w niewielkim stopniu zahipnotyzowana - zauważył lider. - A ty potrafisz wprowadzać w iluzję, mam rację? 
Tobi uśmiechnął się pod maską i grzecznie otworzył liderowi drzwi. Fuuma, wpierw lekko zmrużył oczy, później jednak posłusznie wyszedł na korytarz. 
- Plan dobry, Nagato - powiedział jeszcze Madara. - Obyś się jednak nie przeliczył. Zamiast atakować Kage, powinieneś schwytać Kyuubiego. Tylko ta przeklęta bestia nam została. 
- Dziewięcioogoniasty jest teraz najbardziej strzeżoną osobą na świecie - przypomniał mu lider. - Chcąc nie chcąc, musimy wpierw zabić jego obrońców. 
- Albo wywabić liska z z domu - podsunął z perfidnym uśmiechem Madara.  Pytający wzrok Peina kazał mu kontynuować. Ten jednak, nim zaczął mówić, skierował się do gabinetu lidera. Fuuma nie odstępował go na krok. 
- Naruto, w którym zapieczętowany jest Kyuubi, jest tak sam porywczy jak jego matka. A Kushinę znałem osobiście. Wiem, że nic nie zatrzymałoby jej, gdyby w grę wchodziło życie jej przyjaciół. 
- Chcesz wziąć Konoszanów za zakładników? - spytał Pein, gdy znajdowali się w jego lokum. 
- Nie, Nagato. - Madara sięgnął na jedną z półek i wyciągnął z niej dużą mapę, którą rozłożył na podłodze. - Chcę odnaleźć Sasuke i obwieścić całemu światu, że młody Uchiha jest w naszym posiadaniu. To jego mam zamiar porwać. A później damy Uzumakiemu wybór: albo on się poświęca, albo Sasuke ginie. 
- Kyuubi będzie walczyć - zauważył lider Akatsuki. - Jak chcesz... 
- No właśnie - przerwał mu Madara. - A zły Naruto, to Naruto nie panujący nad sobą. W trójkę, ja, Itachi i ty, pokonamy go w mgnieniu oka. 
- Hokage nie pozwoli mu opuścić Konohy. 
- A on się jej nie posłucha. Uzumaki to głupi dzieciak, który chce uratować Sasuke za wszelką cenę. Nawet jeśli przybędzie z nim mnóstwo oddziałów, lisek będzie na wyciągnięcie ręki. 
Pein przymrużył lekko oczy, dokładnie analizując w myślach słowa Madary. Jego plan również był dobry, nad wyraz mądry i, no cóż, przemyślany pod wieloma kątami, jednakże Fuuma jakoś tego nie widział. Nie chciało mu się wierzyć, że Tsunade pozwoli Uzumakiemu opuścić wioskę. Kyuubi nie pokona całej Konohy by bronić Sasuke. A lider Brzasku doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli będzie trzeba, Hokage uwięzi Naruto. 
- W takim razie idziecie do Dźwięku, a potem razem z Zetsu szukacie Sasuke - rozkazał Pein. - Gdy będziecie wiedzieć, gdzie jest, skontaktuj się ze mną. Przyślę wsparcie. 
- Ta, młody Uchiha z pewnością będzie stawiał opór. 
- Chyba, że obiecamy mu zaprowadzić go do Itachiego, którego szuka - zastanawiał się na głos Fuuma. 
- Co swoją drogą będzie prawdą. 
Madara popatrzył uważnie na mapę i wskazał na okolice Wioski Dźwięku. 
- Sasuke musi kryć się gdzieś tutaj. Jeszcze przed paroma tygodniami szkolił się u Orochimaru a teraz od niego odszedł, nie zabijając go, niestety. Nie przypuszczam, by zdrajca Konohy kręcił się w okolicach większych wiosek - zauważył czarnowłosy i przejechał ręką po Pięciu Krajach. 
- Zetsu nie będzie miał problemu z odnalezieniem go. 
Madara skinął głową i zwinął mapę, po czym odłożył ją na miejsce. 
- Jak Zetsu wróci, wyruszymy - powiedział jeszcze, po czym zostawił lidera samego w gabinecie.

2 komentarze:

  1. Nieeeeee!!!! Itachi ma przeżyć!! dlaczego robisz to mnie i swoim czytelnikom po raz wtórny QAQ Wystarczy,z e w mandzie i anieme go już zabili... DWA RAZY!! D:
    Ale notka zajebiszta, chociaż mam pewne ale co do Tobiego... w mandze już dawno jest powiedziane kim tak naprawdę jest Tobi i to nie Madara, no ale każdy pisze jak lubi :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ohayo.
    A więc. Nareszcie jakieś dobre opowiadanie o Akatsuki. Rzygam już przesłodzonymi notkami o tej organizacji...
    Rozumiem, że wymiennie używasz imion Madara=Tobi i Nagato=Pain. Okej, twój blog, twoja sprawa. Trochę błędów interpunkcyjnych, ale na szczęście 0 ortigrafów :3
    "Pytanie to odbiło się echem od pustych ścian organizacji Akatsuki." - bardziej od pustych ścian budynku. To zdanie jakoś rzuciło mi się w oczy.

    Ogólnie bardzo podoba mi się twój blog :P

    OdpowiedzUsuń