26 czerwca 2014

18. Kto ocala kogoś wbrew jego woli, to tak jakby go zabijał.

7 komentarzy:
Horacy

Uchiha zaklął w myślach i ukucnął, dotykając rany, którą miał w nodze. Była głęboka i obficie krwawiła, podobnie jak ta w ręce. Sam nie dowierzał, że tak łatwo dał się nabrać na zagrywkę Sasugi. Był geniuszem z klanu Uchiha, a tymczasem byle chłopak zranił go, w dodatku podwójnie. 
- Wychodzisz z formy, Itachi - mruknął cicho do siebie, prostując się. W jego oczach świecił sharingan, za pomocą którego próbował znaleźć swojego wroga. Najdziwniejsze było jednak to, że nie mógł wyczuć jego chakry. Sasuga idealnie ją ukrywał, w dodatku poruszał się bezszelestnie, przez co wykrycie mężczyzny graniczyło z cudem, nawet dla Uchihy. Powoli przeczesywał bojówkę wzrokiem, obracając się przy tym wokół własnej osi. Nagle, tuż przed swoim nosem, zobaczył niebieskie ognisko chakry. W ostatniej chwili uniknął ataku, padając na ziemię. Sasuga próbował znokautować go przy pomocy prawego sierpowego, jednak reakcja Itachiego była zdecydowanie szybsza. Jak tylko znalazł się przy podłodze, nogą spróbował podciąć swojego przeciwnika, wykonując zręczny obrót. Genjuu w porę wyskoczył w górę i opadł kilka metrów od swojego rywala. 
Sasuga był zdziwiony, że Uchice walka idzie tak opornie. Wydawało mu się, że jego przeciwnik był rozkojarzony, chory lub kompletnie nie w formie. Dla niego było nie do pomyślenia, że taki geniusz może dać się tak łatwo zranić. Niemniej jednak rana w nodze i w ręce skutecznie utrudniała walkę Itachiemu, a jednocześnie dawała Genjuu sporą przewagę. Chłopak musiał jednak pamiętać, że walka z Uchihą, nawet osłabionym, będzie niemal niemożliwa do wygrania.
Gdy tylko Sasuga dotknął stopami podłoża, natychmiastowo musiał wykonać unik. Deszcz shurikenów pomknął w jego kierunku, ale wszystkie udało mu się wyminąć i wyprowadzić kontratak. Wykonał kilka pieczęci i w mgnieniu oka zniknął, zostawiając za sobą echo słów: Element Ziemi: Technika kreciego ukrycia.
Itachi doskonale znał tą technikę, bo jego koledzy z Akatsuki bardzo często się nią posługiwali. Problem polegał jednak na tym, że Genjuu pomimo używania przeróżnych jutsu, potrafił jednocześnie ukrywać swoją chakrę. Nawet sharingan nie był w stanie go odnaleźć, przez co Uchiha musiał po prostu w skupieniu czekać na kolejny atak swojego rywala. 
Itachi gwałtownie odwrócił się, w ostatniej chwili dostrzegając lecący w jego stronę kunai. Uniknął ciosu podnosząc nogę do góry. Od razu domyślił się, do czego zmierza Sasuga. Próbował unieruchomić swojego przeciwnika, dając sobie tym samym przewagę. Uchiha musiał mieć się na baczności, z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Nie chcąc być przykutym do jednego miejsca, uważnie obserwował bojówkę i wytężał wszystkie swoje zmysły. Wsłuchiwał się w każdy szelest powietrza, wpatrywał w każde drgnięcie ziemi. Niczego jednak nie zaobserwował. Czuł natomiast wzrastające w jego ciele napięcie. Denerwowała go chwilowa przewaga Sasugi. Obiecał sobie, że jak tylko znów pojawi się na powierzchni, pokaże mu, czym jest prawdziwa walka, bo nie można nią nazwać tchórzowskiego chowania się pod ziemią.
Po dłuższej chwili, podczas której Itachi stał wyprostowany i już nieco zniecierpliwiony, Genjuu zaatakował. Z kilku stron wyskoczyły jego klony, które natychmiastowo rzuciły kunaiami w przeciwnika. Część celowała w nogi, inne - w ręce i tors. Uchiha oczywiście wszystkich uniknął, odskakując w górę. Spodziewał się również, że w powietrzu zostanie zaatakowany i zgrabnie odbił każdą broń shurikenami. Gdy opadł na ziemię, z prędkością światła wycelował we wszystkich przeciwników. Żaden się nie uchylił. Klony poznikały w kłębie białego dymu, natomiast prawdziwego Sasugi dalej nigdzie nie było. Uchiha przeklął w myślach, zirytowany tą zabawą w kotka i myszkę. Niemniej jednak sam sposób atakowania Genjuu przypadł mu do gustu. Z pewnością pokonałby znaczną ilość wrogów dzięki swojej technice. Gdyby nie to, że był posiadaczem sharingana, sam mógłby paść ofiarą jego poczynań.
Kruczowłosy po raz kolejny musiał skupić całą swoją uwagę na wytropieniu Sasugi. Nagle usłyszał pod sobą hałas, jednak jego reakcja nie była wystarczająco szybka. Dłoń Genjuu chwyciła go za nogę i wciągnęła pod podłogę, zakleszczając w ziemnym uścisku.

Tsutanai skuliła się na łóżku, mocno wtulając w poduszkę. Poczuła przy tym spory ból, bowiem jej ciało nie zdążyło się jeszcze do końca zregenerować, ale zignorowała go. Nie marzyła teraz o niczym innym, jak o zniknięciu z tego świata. A najgorsze było to, że nie mogła się zabić. To było po prostu niemożliwe.
Przed jej oczami nagle stanął obraz zatroskanego kuzyna. Doskonale wiedziała, że się o nią martwił, że kochał ją na tyle mocno, by nie pozwolić jej zginąć. Hidan jednak nie wiedział, jaką gehennę Tsutanai przeżyła przed i po tych wydarzeniach. Nie rozumiał tego, że dziewczyna wcale nie chciała być ocalona. Przecież najgorsze, co można zrobić, to uratować człowieka, który chce umrzeć.
Białowłosa jęknęła cicho, przypominając sobie uśmiechniętą twarz Kitai. Po tych wszystkich tragicznych wydarzeniach była jedyną bliską jej osobą, a teraz... A teraz nie miała nawet jej.
Dłonie dziewczyny mocno zacisnęły się na poduszce. Stłumiony jęk wydobył się z jej ust, a po policzkach spłynęły gorące łzy. Tsutanai wszystko sobie przypomniała, każdy ból, strach, cierpienie. Wydarzenia sprzed czterech lat wróciły do niej ze zdwojoną siłą, uświadamiając jej, w jak żałosnej sytuacji się znalazła. Rozpacz, która ogarnęła Fukyuu, była niewyobrażalnie wielka. Dziewczyna niemal zaczęła się krztusić swoimi łzami.
Przez swój płacz nie usłyszała, że do pomieszczenia ktoś wszedł. Mężczyzna podszedł do jej łóżka, uważnie się jej przyjrzał, po czym wyciągnął z szafki strzykawkę, igłę i szklaną ampułkę. Nabrał leku do jednorazówki i podszedł do dziewczyny. Chwycił rękę, w której miała wenflon i dopiero wtedy przykuł jej uwagę. Gwałtownie odwróciła się i podskoczyła na łóżku, czego szybko pożałowała. Ból rozszedł się po całym jej ciele, czego wyrazem był grymas wymalowany na jej twarzy.
- Mówiłem ci, żebyś nie wykonywała takich ruchów - skarcił ją mężczyzna i wyciągnął zatyczkę z wenflonu. Podłączył do niego strzykawkę, po czym podał jej lek.
- Co to? - spytała słabo, wpatrując się w przeźroczystą substancję płynącą do jej żyły.
- Coś na uspokojenie - poinformował dziewczynę medyk. - Nie możesz się tak wiercić, rany się otworzą. Pokaż.
Tsutanai położyła się na wznak, pozwalając, żeby lekarz odrzucił z niej kołdrę i zbadał jej brzuch. Na szczęście, szwy wytrzymały jej wybryki.
- Rozumiem, że cierpisz - zaczął, ale dziewczyna mu przerwała.
- Gówno rozumiesz - wyszeptała, przyciągając do siebie poduszkę. Wyglądała jak mała dziewczynka. Miała czerwone od płaczu oczy i spierzchnięte usta. Mężczyźnie natychmiastowo zrobiło się żal pacjentki, jednak w żaden sposób nie mógł jej pomóc. Próbował z nią rozmawiać, ale Tsutanai nikogo do siebie nie dopuszczała. Była zamknięta w sobie i podejrzewał, że miała depresję. - Nikt nie rozumie - dodała, zaciskając powieki.
- Może mógłbym jakoś ci pomóc, gdybyś mi powiedziała, co się stało - podsunął, kucnąwszy przy jej łóżku. Delikatnie pogłaskał ramię dziewczyny, jednak ta pokręciła tylko głową, nie panując nad łzami. Mężczyzna pierwszy raz widział ją w tak ponurym humorze. - Jeślibyś potrzebowała rozmowy...
Tsutanai znów pokręciła głową i wzięła głębszy oddech.
Nie potrzebowała rozmowy, tylko śmierci.

Uchiha zdębiał, nie mogąc poruszyć żadną częścią swojego ciała, prócz głowy, która wystawała ponad podłogę. Doskonale znał tę technikę i nie miał pojęcia, jakim cudem dał się na nią nabrać. Przypuszczał, że Sasuga właśnie tego użyje, żeby go sparaliżować, ale nie potrafił odpowiednio szybko zareagować. Co się z nim działo?
Genjuu natomiast stanął nad swoim oprawcą i uśmiechnął się z wyższością. Nie miał zamiaru go zabijać, choć wystarczyło tylko wyciągnąć shurikena i wbić go w wystającą znad ziemi głowę Uchihy. Wiedział, że gdyby uśmiercił członka Akatsuki, sam szybko by do niego dołączył. Nawet, jeśli to Itachi zainicjował walkę. 
Sasuga obszedł dookoła przeciwnika, na wszelki wypadek stając tak, by nie mógł na niego spojrzeć. Wolał uniknąć kontaktu z jego piekielnymi oczami, bo dużo słyszał o torturach, które przechodzi się po uwięzieniu w genjutsu klanu Uchiha. Nie miał zamiaru pozwolić się w to złapać. Nie był idiotą. 
Wiedział też, że nie należy zawczasu tryumfować. Cierpliwie czekał, aż Itachi wykona jakikolwiek ruch. Nie mógł się jednak na takowy doczekać. Niecierpliwił się i z każdą chwilą denerwował coraz mocniej. Albo Uchiha umyślnie to przeciągał, albo był słabszy i głupszy, niż mu się wydawało. 
- To wszystko? - spytał po chwili, spoglądając na tył głowy swojego przeciwnika.
- Tylko na tyle cię stać? - odpowiedział mu pytaniem Uchiha, mrożąc tym samym krew w żyłach Sasugi. Itachi miał asa w rękawie. Ludzie jego pokroju zawsze tak robią. I co gorsza, tym asem była iluzja.
Nagle wszystko zniknęło, a mężczyzna znalazł się w rażącym oczy, czerwonym pomieszczeniu. Musiał chwilę poczekać, aż w końcu przyzwyczaił się do otaczającej go rzeczywistości. Gdy tylko dostrzegł, gdzie się znalazł, włosy stanęły mu dęba. Czyli jednak, Itachi złapał go w genjutsu.
- Jak? - spytał Sasuga, będąc w szoku, ale również pełen podziwu. Nie spodziewał się, że to naprawdę może mu się przytrafić. Przecież był taki ostrożny!
Mężczyzna usłyszał ciche prychnięcie, tuż za sobą. Odwrócił się gwałtownie, ale nikogo tam nie było. Zdaje się, że role się odwróciły - tym razem to Uchiha się chował, a Genjuu miał go znaleźć. Kruczowłosy jednak nie był na tyle dziecinny, żeby to nadzwyczaj przeciągać. Pojawił się naprzeciwko przeciwnika i otwarcie spojrzał mu w oczy. Teraz Sasudze było już wszystko jedno, a przynajmniej mógł obejrzeć piękno i złowieszczość tego kekkei genkai. Było niesamowite.
- Wszystko było iluzją - oświadczył Itachi i pstryknął palcami. W jednej chwili na nowo znaleźli się w bojówce. Szatyn rozejrzał się po pomieszczeniu i zmarszczył brwi, pytając tym samym, o co tu o licha chodzi. - Nie jesteś tak dobry, jak ci się wydawało - powiedział poważnie Uchiha. Podszedł do swojego przeciwnika, który stał zdębiały i nie wiedział, co się właśnie wydarzyło. 
Itachi odwrócił się tyłem do Sasugi i podciągnął jedną z nogawek spodni do góry. W łydce nie było żadnej rany, ani nawet zadrapania. Nic.
- Musisz się jeszcze wiele nauczyć. Walcząc z przeciwnikiem mojego pokroju nie możesz pozwolić sobie na rozluźnienie. Wchodząc tutaj, w ogóle nie skupiłeś się na tym, że walka mogła już się rozpocząć. Od samego początku znajdowałeś się na przegranej pozycji - wytłumaczył mu kruczowłosy, po czym wyminął go i skierował się do wyjścia z bojówki.
Sasuga zamarł, nie dowierzając w to, co właśnie usłyszał. Czy to oznaczało, że cała ta walka, jego przewaga i ataki, których Uchiha nie był w stanie odeprzeć, były iluzją? Właściciel sharingana to wszystko zaplanował? Ale po co? Skoro miał stoczyć z nim pojedynek i sprawdzić, na jakim poziomie są jego umiejętności?
- Niech cię szlag - sarknął pod nosem Genjuu i odwrócił się, by również wyjść z pomieszczenia. Nie zrobił jednak żadnego kroku. Itachi stał w drzwiach i otwarcie na niego spoglądał.
- Jeszcze się zmierzymy - powiedział. - Wtedy pozwolę ci się wykazać.
Sasuga zacisnął dłonie w piąstki powstrzymując się przed obrażeniem przeciwnika. Wkurzała go pewność siebie Uchihy, jego opanowanie i to, że miał nad nim taką przewagę. Jednak z tego wszystkiego najgorsze było to, że nie mógł nic z tym zrobić. Musiał pogodzić się, że był od niego o wiele słabszy.
Genjuu, zaraz za swoim przeciwnikiem, wyszedł z bojówki i wrócił do swojego pokoju. Czekała tam na niego zniecierpliwiona Oroka, która gdy tylko go zobaczyła, uśmiechnęła się szeroko. Dostrzegłszy, że jej współlokator nie ma żadnych ran, jej radość jeszcze się powiększyła.
- Udało ci się go pokonać! - wykrzyknęła i klasnęła w dłonie. - Wiedziałam, że ci się uda!
Sasuga przewrócił tylko oczami i usiadł na swoim łóżku Przejechał dłońmi po twarzy, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co się wydarzyło. Jak mógł dać się tak łatwo nabrać? 
Oroka nie zauważyła, że jej przyjaciela coś gryzie. Usiadła obok niego i przytuliła się do umięśnionego ramienia chłopaka. Szatyn nie odtrącił jej, mimo, iż w tamtym momencie szczególnie go irytowała. Zdawał sobie sprawę z tego, że tylko dzięki niej, przynajmniej chwilowo, jest w miarę bezpieczny. Nie mógł stracić zaufania dziewczyny. To mogłoby mieć tragiczne skutki.
- Dzięki – mruknął tylko i położył swoją głowę na jej. Wiedział, że ten jeden gest ucieszy dziewczynę. Ta mruknęła zadowolona, jeszcze mocniej do niego przylegając.
Jednocześnie Sasuga czuł się jak idiota. Powinien jej się przyznać, że od razu wszystko przegrał, a nie zgrywać przed nią bohatera. Czy jednak miał prawo ją rozczarowywać? Skoro być jej przyjacielem i autorytetem, nie mógł zawieść zaufania dziewczyny.
Chłopak westchnął głośno, przeklinając w myślach dzień, w którym został zwerbowany do Akatsuki. Miał tylko nadzieję, że nie zginie tutaj jak nic nie warty śmieć. Czuł ogromną potrzebę życia, w przeciwieństwie do chwilowo nieobecnej współlokatorki Tsutanai.


Strasznie Was przepraszam! Nawet nie wiecie, jak mi jest okropnie głupio, że tak Was zawiodłam. Zawaliłam na całej linii, wiem. Czuję się z tym strasznie, bo przecież ja ZAWSZE kończyłam blogi i nie zostawiałam czytelników w połowie opowiadania. Moje sumienie się odezwało, wyrzuty zżerały mnie od środka i kazały napisać nowy rozdział, i oto jest. Wiem, nie dzieje się w nim za dużo, jest beznadziejny, ale na nic więcej nie mogłam się zdobyć. Niemniej jednak mam nadzieję, że pozwoli mi to wrócić do tej historii i zaangażować się w pisanie nowych rozdziałów tak, jak mi to idzie na Shouri Muzai. :)

Jeszcze raz bardzo Was przepraszam. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze od czasu do czasu zagląda. Miło byłoby wiedzieć, że jednak na mnie czekacie. :)
Jak widać, znalazłam też nowy szablon. Mnie przypadł do gustu, chyba pasuje do tej historii. A w każdym razie dziewczyna z nagłówka przypomina naszą Tsu. ;)
Jeszcze raz przepraszam. Postaram się pisać tutaj częściej, ale niczego nie mogę obiecać. Mam nadzieję, że nie gniewacie się na mnie za bardzo. :)
Pozdrawiam Was gorąco. <3